poniedziałek, 12 października 2015

EPILOG

Wszyscy stoją na cmentarzu ubrani na czarno. Tata stara się być silny, ale w głębi serca płacze jak małe dziecko. Dobrze, że jest przy nim Marta, kobieta stara się go jakoś pocieszyć i być przy nim. Maciek. Boże Maciek. On nie kryje się z niczym, jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Od czasu mojej śmierci, ani razu nie pojawił się na treningu. Nie rozmawia z nikim, jedynymi osobami, z którymi  zamieni parę zdań są Kamila i Kacper. Stoję koło niego, ale on mnie nie widzi. Przejeżdżam dłonie po jego policzku a on odruchowo łapie się za niego. Nie mogę uwierzyć, że mnie nie widzi, nie czuje. Stoję wpatrzona w niego jak w obrazek, obserwuję każdy jego ruch.
- O tu jesteś! – z zamyślenia wyrywa mnie czyjś głos (?) Odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Kuby.
- Kuba? Ale…
- No chodź bo się spóźnimy! – powiedział przejęty
- Gdzie?
- No jak to gdzie? – zapytał – na mecz! Przecież nie opuściłaś, żadnego mojego meczu!
- Ale, ja nie mogę ich zostawić! Nie mogę zostawić JEGO… - powiedziałam, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Spokojnie, na razie jest zrozpaczony, ale pomogą mu Kamila i Kacper. Pozna kogoś i będzie szczęśliwy, ale nigdy nie zapomni o tobie. W każdą rocznice, święto, będzie cię odwiedzał.
- Ale skąd ty to wiesz?- zapytałam zdziwiona
- Wiem, chodź idziemy, nie chcemy się spóźnić prawda? – pokiwałam tylko twierdząco głową ostatni raz rzuciłam spojrzenia na Tatę, Martę, Kamilę, Kacpra no i JEGO. Pocałowałam go ten ostatni raz i ruszyłam za Popiwczakiem.

- Spokojnie mała, Miłość pomoże mu powstać, tak jak kiedyś pomogła tobie. – uśmiechnął się tylko i pobiegliśmy na halę, żeby nie spóźnić się na niebiański mecz. 


                                                                 ~*~
To już koniec historii Julki i Maćka. Przepraszam za każdy błąd, brak przecinka, za każdy spóźniony rozdział. Ta historia to moje pierwsze opowiadanie i strasznie się do niego przywiązałam, wiem, że nie było ono może mistrzostwem świata, ale to jest moje pierwsze "dziecko" :) i strasznie sie do niego przywiązałam. Dziękuję wam mordki za każdy komentarz, wyświetlenie, za to że byliście, czytaliście!!!
Nie jestem dobra w takich zakończeniach...W każdym razie DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO!!! :*

Zapraszam tu!!:D straceni przez los, uratowani przez serce

piątek, 14 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 21


               
 jio                       KAŻDY CZYTA NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!


"Życie bez nadziei to rzecz straszna"



Co byś zrobił gdybyś się dowiedział, że ukochana osoba jest śmiertelnie chora? Co byś zrobił gdybyś się dowiedział, że nie ma dla niej ratunku? Co byś zrobił gdybyś ją stracił? Zapewne byłby to najgorszy dzień w twoim życiu. Dawne plany na przyszłość, marzenia związane z wami zmieniają się w jedno największe pragnienie które brzmiałoby tak „BOŻE JEŚLI ISTNIEJESZ NIE ZABIERAJ MI JEJ”. Nazywam się Maciej Muzaj i właśnie tracę najważniejsza osobę w moim życiu.



- Idź się umyć i jedziemy, tak być nie może.
Nie rozumiałam o co chodzi Kamili, ale zrobiłem to co mówiła. Po 20 minutach byłem gotowy do wyjścia. Procenty jeszcze szumiały mi w głowie, ale nie było tak źle.
Szybko zrobiłem to co mówiła Kama, po chwili siedzieliśmy już w jej samochodzie. Byłem strasznie zdenerwowany i chciałem się dowiedzieć gdzie jedziemy ale dziewczyna nic nie chciała powiedzieć. Cały się trzęsłem a droga dłużyła mi się niemiłosiernie.
W końcu Kama zatrzymała się. Wysiadłem z auta i kiedy zobaczyłem szpital nogi się pode mną ugięły. Tysiące różnych myśli przeszło mi po głowie.
- Kurwa Kama co tu się dzieje?! – krzyknąłem zrozpaczony, ale dziewczyna nawet nie zareagowała. Szła w stronę budynku. Nie odwróciła się nawet. Wsiedliśmy do windy a ona nacisnęła przycisk z numerkiem „2”. Stałem tam jakby czekając na wyrok. Kiedy drzwi windy się otworzyły dziewczyna szybkim tempem opuściła pomieszczenie. Szybko wybiegłem za nią i próbowałem dotrzymać jej kroku. W pewnym momencie dziewczyna zatrzymała się pod drzwiami jednej z sal i dając mi wcześniej znak ręką abym poczekał weszła do środka.
- Julson ja cie strasznie przepraszam, ale tak być nie może… oboje strasznie cierpicie osobno…daj mu być przy sobie. – powiedziała Kama po czym wychyliła się i gestem ręki nakazała mi wejść do pomieszczenia. To co zobaczyłem wstrząsnęło mną. Łzy cisnęły mi się do oczu a ja z całych sił starałem się je zatrzymać. Uczucie nie do opisania. Kiedy zobaczyłem JĄ podłączona do tych wszystkich kabelków zamarłem.
- Wyjaśnijcie sobie wszystko a ja poczekam na korytarzu – powiedziała Kama i wyszła
Ja dalej stałem jak słup soli.
- Może usiądziesz…- powiedziała niepewnie i dłonią wskazała na krzesło obok łóżka. Zrobiłem to o co poprosiła mnie dziewczyna…
- Maciek – zaczęła – Ten list…
- Wiem księżniczko, wiem że to nie prawda.
- Bo chodzi o to, że… Mam raka Maciek – Kiedy usłyszałem to wpadłem w szał kopnąłem w krzesło zrzuciłem wszystko ze stolika nocnego i pięścią zacząłem walić w ścianę. Do Sali od razu wparowała Kamila stała w drzwiach. Opadłem na łóżko na którym siedziała Julka i zacząłem płakać. Dziewczyna od razu przytuliła mnie do siebie i szeptała do ucha.
- Błagam, nie płacz kochanie…zrób to dla mnie. – Siedzieliśmy tak w ciszy dobre 15 minut w końcu postanowiłem ją przerwać
- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? – zapytałem
- Myślałam, że tak będzie lepiej, że nie będziesz tak cierpiał. – powiedziała skruszona
- Ale Julka do cholery jasnej…ja nie będę cierpiał…ROZUMIESZ?! NIE BĘDĘ!! Wiesz dlaczego? – zapytałem a ona tylko pokręciła przecząco głową –Bo ty przeżyjesz. Będziesz walczyć – mówiłem coraz bardziej drżącym głosem. – Nie dam ci odejść, wygrasz z tym cholerstwem. – Oboje płakaliśmy jak dzieci.
- Maciek, ale ty nie wiesz wszystkiego. Guz jest nieoperacyjny i do tego cholernie złośliwy. Mam 19% szans…
- Jusia ale to jednak 19 a nie 5…
- Tyle, że 81% nie wychodzi z tego a to zdecydowana większość, będę walczyć, dla nas ale musisz się liczyć z tym że nawet najszczersze chęci niekiedy nie wystarczą.

3 tygodnie później (narracja…yyy no ten teges)


Maciek odwiedzał Julkę codziennie, bywało że zostawał w szpitalu na noc żeby tylko nic się jej nie stało pod jego nieobecność. Wyniki dziewczyny były coraz gorsze, ale on nie tracił nadziei, nie dopuszczał do siebie myśli, że jego ukochana odchodzi na jego oczach. Opuszczał treningi, mecze, sparingi. Trener znał jego sytuacje i był bardzo wyrozumiały ale jak każdy miał jakieś granice i stawiał Maćkowi różne warunki które on niechętnie wykonywał tylko ze względu na Kamilę i Kacpra którzy truli mu głowę. Muzaj nic nie jadł nie pił a jego myśli ograniczały się do tego co z Julką. Tego dnia tez przyszedł.

DOBRA…WRACAMY DO MUZAJA!

Jak co dnia pojechałem do szpitala po drodze zabrałem ze sobą Kamilę która również chciała odwiedzić Jusię. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu i kupiliśmy księżniczce owoce i soki. Kiedy stanęliśmy pod salą upuściłem wszystko co miałem w rękach. Słychać było tylko krzyki lekarzy i pielęgniarek.
- DEFIBRYLATOR!! SZYBKO!TRACIMY JĄ!



                                                                                ~*~
Mordki przepraszam was strasznie! Wiem nawaliłam! Nie przypuszczałam, że w te wakacje będę w domu tylko przez tydzień. A internet…szkoda gadać jak w ogóle był to przerywał okropnie, więc nie było mowy o napisaniu rozdziału! WYBACZCIE! A co do rozdziału to no następny EPILOG…Nie wierzę, że to już. Dobra smęty będą pod EPILOGIEM.. I muszę powiedzieć wam że mam 3 opcje zakończenia opowiadania i nadal waham się jaką wybrać. No cóż…niezdecydowanie moją naturą. Jeszcze raz was przepraszam! L
+ ZAPRASZAM NA MOJEGO NOWEGO BLOGA!!!


czwartek, 25 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 20

" Życie bywa kapryśne,
  nie zawsze zwycięża ten,
 kto ma rację"

Życie jest bardzo niesprawiedliwe, jednym daje nadzieje, a drugim ją zabiera. Czasem wydaje nam się, że już wystarczająco dużo przykrości nam się w życiu przytrafiło, że to już jest koniec i teraz będzie co raz lepiej. Nic bardziej mylnego. Życie jest nieprzewidywalne, pisze różne scenariusze. Kiedy wydaje nam się, że wychodzimy na prostą wszytko jeszcze bardziej się sypie. Często układamy w głowie plany co do naszej przyszłości, wiążemy je z poszczególnymi osobami, ale przecież Ludzie przychodzą i odchodzą. Czasem zostają kilka sekund, może minut, czasem kilka dni, lub miesięcy, może lata. Ale zawsze odchodzą. Tak na prawdę nie da się ułożyć idealnego planu na życie, ono go i tak zweryfikuje, a my musimy z pokorą przyjąć to co zgotował dla nas los.


Z perspektywy Maćka

Julka się nie odzywała od dwóch dni, więc postanowiłem po porannym treningu ją odwiedzić. Wiem, że nie ma za bardzo czasu, bo niby matura w tym roku, ale dla swojego chłopaka powinna znaleźć chwilkę. Siedziałem w szatni kiedy do pomieszczenia wszedł Piechocki.
- Siema stary - przywitałem się z libero
- Siema - odpowiedział - co robisz po treningu?
- Aaa pomyślałem sobie, że odwiedzę Julkę
- Właśnie kazała przekazać ci to, otwórz po treningu. - i podał mi białą kopertę. Zdziwiłem się. Niby czemu nie mogła mi o tym powiedzieć normalnie? Nie zastanawiałem się nad tym długo. Przebrałem się w strój treningowy i pobiegłem na halę. Miguel zrobił nam strasznie ciężki trening! Ledwo po nim doczłapaliśmy się do szatni przebrałem się i chciałem jak najszybciej wyjść i jechać do mojej księżniczki ale kiedy wychodziłem Kacper chwycił mnie za rękę, dziwiłem się.
- Zanim do niej pojedziesz, przeczytaj list. - Po czym odwrócił się i poszedł pod prysznic. Co takiego mogło być w tym liście? Cały czas mnie to zastanawiało. Piechu był strasznie poważny więc zaczynałem się powoli bać. Postanowiłem, że pojadę do domu i na spokojnie przeczytam zawartość koperty. Po 20 minutach siedziałem już w swoim mieszkaniu. Usiadłem na kanapie i wziąłem się za otwieranie koperty. W środku znajdował się list, od razu zacząłem czytać

                     "Maciek, nie myśl, że byłam kolejną laską lecąca na siatkarza, 
                       sam wiesz, że to nie prawda. Kochałam cię całym sercem, dalej 
                       kocham, ale to nie ma prawa bytu. Jesteśmy z dwóch różnych
                       światów. Potrzebujesz dziewczyny, która da ci szczęście, rodzinę 
                       dom do którego będziesz chciał wracać, dzieci. Dla mnie to jeszcze 
                       za szybko. Wyjeżdżam Maciek. Dostałam propozycje od świetnej uczelni.
                       Maturę napiszę już w tamtejszym liceum. Nie pytaj gdzie to jest, nikt i tak 
                       ci nie powie. Nie załamuj się, to nie jest tego warte. Łączyło nas 
                       uczucie. Ono z mojej strony było jak najbardziej prawdziwe, ale musimy
                       być realistami Maciek, to by nie wyszło, lepiej jest to skończyć teraz                                               niż to miało by się rozpaść później, raniąc jeszcze bardziej. Zapomnij
                       o mnie, zapomnij o wspólnych chwilach, zapomnij o nas. Płacze pisząc                                       ten list, bo wiem, że już nigdy więcej nie będzie dane się nam spotkać, nigdy nie                                  poczuje smaku twoich ust, nigdy więcej nie wzniesiemy się razem na szczyty 
                         rozkoszy, nigdy więcej nie obejmiesz mnie swoimi ramionami, nigdy nie 
                        poczuję się bezpieczna. NIGDY WIĘCEJ. Wiem, że to co teraz pisze nie trzyma
                        się kupy. Kocham cie! Kocham cię! Kocham cię! Ale tak będzie lepiej
                        dla nas obojga, jeśli kiedykolwiek mnie kochałeś, nie będziesz mnie szukać, 
                        nie będziesz pytać o nic Kacpra ani Kamilę. Zapomnisz, wymażesz z pamięci. 

                                                                                                     Kocham cię i kochać będę 
                                                                                                            twoja Księżniczka. 

Przeczytałem list i nie wierzyłem w to. Ona mnie zostawiła. Łzy mimowolnie cisnęły mi się do oczu. Moja Julka, księżniczka. Wytłumaczyła w liście dla czego ale ja i tak tego nie pojmuję. Nie proponowałem jej ślubu już jutro, nie kazałem do siebie wprowadzać, nie zabraniałem się uczyć, a mimo to ona mnie zostawiła. Nie mogłem dopuścić do siebie tej wiadomości. Kocham ją cholernie mocno, dla tego tak jak prosiła, nie będę jej szukał. Poszedłem do barku po coś mocniejszego. Wyciągnąłem "Finlandię" i wypiłem parę łyków. Nie potrzebowałem kieliszka. Siedziałem na kanapie użalając się nad sobą i płacząc na przemian kiedy usłyszałem szczęk kluczy w zamku a moim oczom ukazał się Piechu. Cholera, że dałem mu klucze.  
- Stary, tak mi przykro.
- Zoostafila mnie - powiedziałem bełkocząc -Mmm..oja Juuleczka najkochańsza.
- Muzaj ale odstaw tą butelkę to ci w niczym nie pomoże, problemów nie rozwiąże,  tylko może pogorszyć jeszcze sprawę! Kurwa co powiesz Falasce?
-  Nic....a n..iech mje wywali. W dupie t..to mam. Tak!

Perspektywa Kacpra:

Kiedy zobaczyłem w jakim stanie jest Maciek, zacząłem żałować, że obiecaliśmy Julce nic mu nie mówić. Powinien wiedzieć, że najważniejsza dla niego osoba walczy teraz o życie. Powinien być przy niej a nie leżeć półprzytomny na kanapie. Nie wiedziałem co zrobić, więc zadzwoniłem do Kamy.
- Cześć kochanie, jesteś w szpitalu?
- Tak, a co się stało?
- Maciek przeczytał list, jest załamany i półprzytomny - powiedziałem
- Jak to półprzytomny?! - wrzasnęła Kamila
- Wypił cała butelkę czystej. Kamila, źle zrobiliśmy zgadzając się na ten poraniony pomysł. On powinien być przy niej, dawać jej nadzieję a nie upijać, a ona powinna mieć w nim wsparcie.
- Kacper ja już nie wiem co robić... Połóż go spać i idź do domu się ogarnąć, za półtorej godziny masz trening. Wytłumacz go jakoś przed trenerem.
- Postaram się. Pozdrów Julkę.
Zakończyłem połączenie. Kiedy odwróciłem się w stronę atakującego, ten już smacznie spał na kanapie. Przykryłem go tylko jakimś kocem i wyszedłem z mieszkania. Ciągle myślałem o tym, czemu ta dwójka nie może być w końcu szczęśliwa? Żadne z nich nie zasłużyło na to co ich spotyka.

Wracamy do Maćka


Ze snu obudził mnie kobiecy głos, na początku nie chciałem otwierać oczu, chciałem myśleć, że to Julka, że wróciła i że to był zwykły sen, niestety. myliłem się.
- Kama? Co ty tutaj robisz? - zapytałem zdezorientowany.
- Idź się umyć i jedziemy, tak być nie może.



                                                                          ~*~
No to ten teges, tak się porobiło... Jeszcze tylko 1 rozdział i Epilog... :( Mam nadzieję, że te wypociny u góry chociaż trochę się wam spodobają, bo ja nie jestem zbytnio zadowolona...




piątek, 19 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 19

"Zawsze narzekamy, że życie jest
  takie krótkie, a zachowujemy
  się jakby nie miało końca"

- Niestety nie mam dobrych wieści.
- Jak to? Co się dzieje? Powie mi pan w końcu?
- Pani Julio, ma pani guza w mózgu. Do tego, ze zdjęcia wynika, że jest on nieoperacyjny ale to jest wstępna diagnoza, musimy panią poddać bardziej szczegółowym badaniom. - Słowa wypowiedziane przez lekarza nie dochodziły do mnie. To musiała być jakaś cholerna pomyłka!

- Ja nie mogę mieć raka! Słyszy pan! Ja mam 18 lat i całe życie! Do cholery jasnej, musiała to być jakaś pomyłka! - krzyczałam i płakałam jednocześnie. Nie mogłam uwierzyć w to czego się przed chwilą dowiedziałam. 
- Pani Julio ja zapewniam panią, że nie popełniono błędu. Teraz musimy sprawdzić czy aby na pewno guz jest nieoperacyjny. Proszę teraz iść do domu i zgłosić się do nas jutro z samego rana. - Popatrzyłam jeszcze tylko na lekarza i wybiegłam z gabinetu trzaskając drzwiami. Kiedy Kamila zobaczyła mnie całą zapłakaną i roztrzęsioną od razu do mnie podbiegła. 
- Jezu Juliś co oni ci powiedzieli? Co się dzieje? - zapytała a ja wybuchłam jeszcze większym płaczem - mów do cholery- powiedziała zrozpaczona.
- Kama...ja...ja...mam raka mózgu - powiedziałam łkając - po minie Kamili widać było ze ta wiadomość nią mocno wstrząsnęła 
- Ale jak to? - zapytała ze łzami w oczach - Nie Julka to nie może być prawda! - Zaczęła krzyczeć Obie byłyśmy zrozpaczone. Kiedy Kamila trochę się uspokoiła postanowiłyśmy, że zawiezie mnie do domu. 


Kiedy dotarłyśmy do domu, nikogo jeszcze nie było, ani taty ani Marty. Zastanawiałam się jak on to przyjmie. Najpierw mama, teraz ja. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Kamy.
- Julka...wiesz, że musisz powiedzieć o tym Maćkowi.
- On się nie dowie - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Jak to się nie dowie?  Co ty pieprzysz?
- Normalnie. Nikt mu nic nie powie.
- Ale wiesz, że prędzej czy później on zauważy, że coś jest nie tak i wszystko się wyda - powiedziała dziewczyna
- Nie dowie się, bo z nim zerwę. - powiedziałam płacząc - nie chcę, żeby patrzał na mnie jak..jak ja...no wiesz... Doktor powiedział, że guz jest nieoperacyjny. On na to nie zasługuje.
- Ty też nie zasługujesz na to wszystko - powiedziała Kamila szeptem. Obie płakałyśmy strasznie długo. Przyjaciółka próbowała mnie jeszcze przekonać, że mam powiedzieć Muzajowi o tym wszystkim i że wszystko na pewno będzie dobrze. Ale słowa lekarza dla mnie zabrzmiały jak wyrok. Rak i to jeszcze nieoperacyjny. Moje szanse na przeżycie z mojej perspektywy były niemal równe zeru.  Siedziałyśmy przytulone do siebie na kanapie obie miałyśmy podpuchnięte i czerwone oczy od płaczu. W końcu zorientowałyśmy się, że w salonie stoi tata z Martą. Patrzeli na nas przestraszeni i zdziwieni. Ojciec pytał co się stało a ja szlochając opowiedziałam mu o wizycie u lekarza i jego diagnozie. Tata też nie skrywał emocji, ryczał jak małe dziecko. W oczach jego dziewczyny też na chwile zagościły łzy. Wszyscy mieliśmy na dzisiaj dość. Pod pretekstem zmęczenia wygoniłam Kamile do domu. Wiem, że to nie ładnie, ale widziałam jaka była wykończona, jej też przydał by się odpoczynek. Sama udałam się do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Długo myślałam o wszystkim. Słyszałam płacz taty i pocieszającą go Martę. Boże...czym ja sobie na to zasłużyłam.

Po śniadaniu tata zawiózł mnie do szpitala, chciał wziąć sobie wolne, ale nie pozwoliłam mu. Zadręczał by się tym wszystkim jeszcze bardziej. Kamila obiecała, że przed południowym treningiem chłopaków odwiedzi mnie razem z Kacprem. Po chwili zobaczyłam jak drzwi od sali się otwierają. Stała w nich wcześniej wymieniona dwójka. Kamila od razu do mnie podbiegła.
- Jejku kochana jak się czujesz? - a ja tylko wzruszyłam ramionami
- Julson, przykro mi na prawdę - odezwał się Piechu
- Nie potrzebnie, nie przejmuj się - opowiedziałam i próbowałam się uśmiechnąć ale na mojej twarzy pojawił się dziwny grymas.
- Mam do ciebie Kacper prośbę, przekaż ten list Maćkowi
- Julka...
- Nie Kacper, podjęłam decyzję i Maciek się o niczym nie dowie. Proszę was, powiedzcie mu, że wyjechałam na wymianę do jakiejś innej szkoły i że to była dla mnie szansa. - Popatrzyłam na nich, ale żadne się nie odezwało. - Proszę was - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Dobrze.


                                                                       ~*~
No to ten teges... Oddaje kolejny w wasze łapki! :D Tylko nie bijcie! Wiem jestem straszna ale cóż, bywa :>
A z innej beczki, nasze chłopaki przegrały z USA, ale nie martwimy się! Orzełki dokopią im następnym razem ! :D









poniedziałek, 8 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 18


"A kiedy nie ma już nadziei,
  czas staje się karą."


Chłopak był załamany po meczu, nie chciałam go zostawiać samego w takim stanie. Wysłałam tylko dwa sms-y. Jednego przyjaciółce o treści :"jak by co to jestem u ciebie", a drugiego tacie, że jestem u Kamili. Razem z atakującym udaliśmy się do jego samochodu. Po 20 minutach drogi byliśmy już w mieszkaniu Maćka. Muzaj poszedł się szybko umyć, a potem ja zajęłam łazienkę. Siedzieliśmy przytuleni do siebie na kanapie i oglądaliśmy jakieś badziewie, które leciało w telewizji.
- Dziękuję ci księżniczko, że jesteś. - powiedział Maciek, spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki
-  Jestem i zawsze będę. - odpowiedziałam a atakujący wpił się w moje usta z zachłannością, nasze języki toczyły walkę. Muzaj zaczął ściągać mi koszulkę a ja nie pozostawałam mu dłużna...kierowaliśmy się w kierunku sypialni atakującego. Po drodze uderzaliśmy o wszystko o co tylko można było. W końcu poczułam pod sobą miękki materac. Szybko pozbyliśmy się spodni. Tej nocy praktycznie nie spaliśmy. Rano obudził nas telefon Muzaja, ktoś usilnie próbował się do niego dodzwonić. Po kilku sygnałach Maciek odebrał telefon.
- Czego?! - zapytał 
-.............
- O cholera już biegnę! - zakończył połączenie i zaczął się ubierać. 
- Co się stało? - spytałam 
- Zaspaliśmy, trening mam za 15 minut! A ty na która do szkoły ?!
- Dzisiaj odpuszczę sobie. Powiem, że się czymś zatrułam.
- To masz klucze, zamknij mieszkanie i jak byś mogła daj sąsiadowi z naprzeciwka - powiedział, wpił się w moje usta i wybiegł z mieszkania. Tyle go widziałam. Pozbierałam swoje rzeczy i szybko ogarnęłam. Tak jak prosił Maciek zamknęłam dom a klucze zaniosłam sąsiadowi. Pan Kazik okazał się bardzo miły. Porozmawialiśmy chwilkę po czym stwierdziłam, że muszę iść. Oczywiście sąsiad Muzaja stwierdził, że muszę kiedyś go odwiedzić. Pożegnałam się grzecznie ze starszym panem ale nie poszłam do domu, przecież miałam być w "szkole". Napisałam sms-a Kamili, żeby w szkole wszystkim mówiła, że się czymś zatrułam. Po chwili jednak przyszła odpowiedź, że Kamy nie ma w szkole, bo się przeziębiła. Ucieszyłam się, bo już wiedziałam gdzie pójdę! Odpisałam dziewczynie, że będę za 20 minut. Spacerkiem ruszyłam do domu przyjaciółki. Po kilkudziesięciu minutach byłam już pod jej domem. Zapukałam i usłyszałam głośne "proszę" Weszłam do domu przyjaciółki i zobaczyłam ją pod kocem s paczką chusteczek. Jednym słowem nie wyglądała zbyt dobrze. Usiadłam na fotelu na przeciwko niej. Kama jak to Kama od razu zaczęła mnie wypytywać o wszystko.
- No to jak Julson opowiadaj!
- Ale co ja mam ci mówić? Był trochę załamany po przegranym meczu i poprosił mnie, żebym do niego pojechała. To tyle.
- Tyle? Wiesz co? Mogłabyś mi nie kłamać w żywe oczy! Spaliście ze sobą.
- No spaliśmy... to właśnie robi się w nocy - drażniłam się nieco z przyjaciółką.
- Wiesz o co mi chodzi. - powiedziała Kamila
- No widzisz... jednak nie wiem. - widziałam jak przyjaciółka denerwuje się co raz bardziej.
- Boże ale ty ciemna jesteś... Uprawialiście sex?! - w końcu zdenerwowana wyrzuciła z siebie a ja się lekko zaczerwieniłam i spuściłam wzrok. - OOOOO MATKO! WY NO I JAK BYŁO? - Kamila zalała mnie lawina pytań na które dopowiadałam raczej zdawkowo.
- Dobra Kamila, miło się gadało, ale ja muszę lecieć na trening. - i wstałam z fotela, niestety od razu na niego upadłam, bo znów zakręciło mi się w głowie.
- Boże, Julka...
- Spokojnie Kama, nic mi nie jest - próbowałam uspokoić przyjaciółkę
- Zbieraj się, jedziemy do lekarza. Tak być nie może. Ty już masz takie zawroty od jakiegoś miesiąca, dziewczyno!
- Spokojnie, pójdę do lekarza. A ty jesteś chora. Siedź na dupie w domu.
- Nie, mówisz tak od dawna i nic z tym nie robisz... zbieraj się jedziemy.
Wolałam już nie dyskutować z nią. Tak jak kazała zebrałyśmy się i wsiadłyśmy do samochodu mamy Kamili. (tak Kama zrobiła prawko) Po 30 minutach byłyśmy w szpitalu czekałyśmy trochę na moją kolej aż doktor w końcu wezwał mnie do gabinetu. Powiedziałam mu o objawach a ten od razu wysłał mnie na przeróżne badania. Wyniki miałyśmy poznać za jakiś 2 godziny. Poszłyśmy w tym czasie z dziewczyną do jakiejś pizzerii na obiad. Rozmawiałyśmy dość długo, aż w końcu nadeszła pora odebrania wyników. Oczywiście marudziłam Kamili, że nie potrzebnie traciłyśmy czas, że to tylko z przemęczenia i wszystko będzie dobrze. Kiedy przyjechałyśmy do szpitala doktor od razu poprosił mnie do swojego gabinetu. Pan Maroń (bo tak się nazywał lekarz) kazał mi zająć miejsce na przeciwko siebie. Nie miał zbyt wesołej miny.
- Panie doktorze...to jak? Wszystko dobrze mogę już iść? - Zapytałam ale doktor podał mi jakiś stos kartek. Nic nie mówiąc wyciągnął zdjęcie z tomografu i przyczepił je na specjalnym podświetlanym czymś(?) - dowiem się w końcu co się dzieje? - zapytałam już nie co zdenerwowana.
- Niestety nie mam dobrych wieści.
- Jak to? Co się dzieje? Powie mi pan w końcu?
- Pani Julio........



                                                                              ~*~
No to ten teges... oddaje w wasze ręce kolejny rozdział, stwierdziłam, że trochę namieszam i chyba mi się udało, prawda? Rozdział nie powala długością za co przepraszam.  No ale nie ubłaganie zbliżamy się do końca opowiadania, no jeszcze parę rozdziałów przed nami, ale już mam pomysł na epilog. No ale na razie nie wybiegając zbytnio w przyszłość... łapcie 18 rozdział! :D'

P.S z góry przepraszam za błędy.. nie mam siły sprawdzać. :(

wtorek, 26 maja 2015

ROZDZIAŁ 17

"Szczęście to tylko chwila słodyczy,
  po której tylko cierpienie.
  Po której w sercu pełno goryczy
  szczęście to tylko marzenie."


Miłość potrafi zmienić człowieka, sprawia że czujemy się jak w niebie, albo nawet jeszcze wyżej.
W życiu spotykamy tysiące osób i nikt nas nie wzrusza, aż w końcu pojawia się ta jedyna osoba, która zmienia nasze życie bezpowrotnie. Osoba przy której zwykłe czynności nabierają głębszego znaczenia. Ktoś dla kogo jesteśmy w stanie poświęcić wszystko. Wiele osób może zapytać " więc jaka jest definicja miłości" ale nie ma na nią jednej odpowiedzi. Każdy ma swoją niepowtarzalną definicje miłości dla każdego ona jest inna, wyjątkowa. Każdemu daje co innego. I każdego czego innego uczy. Każdy swoją definicję miłości musi znaleźć. Ja już swoją znalazłam. Moją definicją miłości jest Maciej Muzaj.

Obudziłam się równo z budzikiem, nie miałam żadnych problemów ze wstaniem. Wciąż miałam w pamięci wczorajszy wieczór. Leżałam na łóżku a myślami byłam przy Maćku. Postanowiliśmy na razie nie mówić nic, chcemy żeby się trochę pomęczyli. Co nie znaczy, że jesteśmy złośliwi... Byłam tak zajęta myśleniem o atakującym, że całkiem zapomniałam o szkole. Szybko się ogarnęłam i poprosiłam tatę, żeby mnie podwiózł. Po 20 minutach byłam w szkole. Zdążyłam idealnie z dzwonkiem. Zajęłam swoje miejsce w sali koło Kamili i starałam się słuchać tego co mówi moja nauczycielka z chemii (ten przedmiot dla mnie to czarna magia) ale nie za bardzo mi to wychodziło. Myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Nie uszło to uwadze Kamili. Kiedy dzwonek na przerwę zadzwonił szybko spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z sali. Za sobą usłyszałam wołanie Kamili, po chwili dziewczyna mnie dogoniła.
- Julson, co ty taka nieobecna, zamyślona? CO TEN CHUJ WCZORAJ ZROBIŁ?! - Wydarła się na cały korytarz Kamila.
- Kama ciszej bądź. Nic nie zrobił...było miło
- Na pewno? Bo wiesz jak co... - przerwałam jej
- Kamila na pewno! Macie go traktować normalnie!
- No dobra...ale jak by co... - znów zaczęła
- Kamila!
- No dobra dobra
Resztę dnia w szkole jakoś udało nam się przeżyć...pomijając niezapowiedzianą kartkówkę z fizyki, sprawdzian z biologii i wypracowanie na polskim. Około godziny 15:00 byłam w domu. Akurat tata był w domu więc postanowiliśmy razem zrobić obiad. Postanowiliśmy zrobić pizze, ulubiony posiłek mojego taty. Miał iść dzisiaj na kolację z Martą. Porozmawialiśmy sobie jak kiedyś aż w końcu ojciec zapytał.
- Julka, co byś powiedziała jak by Marta tu zamieszkała? - wryło mnie - kochanie w końcu oświadczyłem się Marcie i i tak prędzej czy później zamieszkała by tutaj
- Lepiej później - odburknęłam pod nosem ale ojciec chyba tego nie słyszał, bo kontynuował swoją wypowiedź
-... ale mimo wszystko chciałbym poznać twoje zdanie na ten temat.
- Wiesz, że nasze relacje się trochę poprawiły ale cudów ode mnie nie oczekuj, kochasz ją, okej, niech tu zamieszka.
- Jesteś kochana wiesz?
- No przecież wiem.
Zjedliśmy razem obiad, potem naczynia powkładałam do zmywarki i -poszłam się szykować na mecz. Dzisiaj skrzaty graja z resoviakami. Kiedy chciałam się przebrać zadzwonił mój telefon, trochę się zdziwiłam widząc na wyświetlaczu zdjęcie Nathana. Okazało się, że on też jedzie na mecz i chciał być dobrym kolegą i zaoferował podwózkę. Oczywiście zgodziłam się, umówiliśmy się, że przyjedzie po mnie za 20 minut. Szybko poszłam się przebrać i poprawić makijaż. Po 20 minutach zbiegłam na dół pożegnałam się z tatą i życzyłam mu udanej randki. Wybiegłam z domu. Natan już na mnie czekał. Przywitałam się z kolegą i ruszyliśmy w kierunku hali, droga minęła nam na ciągłej rozmowie. Po 15 minutach byliśmy pod halą. Podziękowałam koledze za podwózkę i rozdzieliliśmy się. Weszłam do hali i po czułam, że ktoś mnie ciągnie za rękaw. Spojrzałam na osobnika i okazało się, ze to mój kochany Maciuś.
- Kto to był?
- A może by tak cześć kochanie, jak milo cię widzieć, fajnie, że przyszłaś - powiedziałam trochę zdenerwowana.
- Cześć kochanie. Kto to był i czemu cie podwoził, mogłaś zadzwonić to bym przyjechał.
- Słoneczko moje, to tylko kolega, jechał na mecz i chciał mnie podwieźć to tyle. Lubię jak jesteś taki zazdrosny powiedziałam jeżdżąc palcem po jego torsie. On zaśmiał się i namiętnie mnie pocałował. Nagle usłyszeliśmy jakiś huk. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w stronę, z której dobiegł hałas. Okazało się, że Kacper leżał na ziemi z Kama nie wiedziała co robić. Czy pomóc Kacprowi czy żądać od nas wyjaśnień.
- Ale jak to? wy? co? od kiedy?  - zaczął się jąkać nadal leżąc na ziemi.
- Tak jakby od wczoraj - powiedziałam uśmiechając się a Muzaj przytulił mnie od tyłu.
- I ty mi nie powiedziałaś? No wiesz?! Przyjaciółkę tak załatwić! - z atakującym tylko spojrzeliśmy się po sobie i zaczęliśmy się śmiać. Kiedy Kacper w końcu wstał z podłogi razem z Maćkiem ruszyli w kierunku szatni a my z Kamilą na trybuny, dziewczyn w dalszym ciągu była zła, a raczej taką udawała. Z Kamą podążałyśmy  w kierunku naszych miejsc kiedy zakręciło mi się w głowie, złapałam się ramienia przyjaciółki.
- Julka?
- Wszystko okej, tylko zakręciło mi się trochę w głowie, nic wielkiego - odpowiedziałam
- Już któryś raz ci się tak zakręciło w głowie od jakiegoś czasu...obiecaj, że pójdziesz do lekarza.
- Pójdę, a teraz siadaj i oglądaj mecz.
Niedługo potem pojedynek się zaczął, mecz był zacięty. Razem z Kamilą dopingowałyśmy chłopaków z całych sił, ale to niestety nie wystarczyło bełchatowianie przegrali z ekipą z Rzeszowa 3:2. Po meczu podeszłyśmy wraz z Kamilą do barierek. Maciek od razu przyleciał i wtulił się we mnie jak małe dziecko. Nic nie powiedziałam tylko przytuliłam go do siebie jeszcze mocniej.
- Pojedziesz dzisiaj ze mną? - powiedział i spojrzał na mnie tymi smutnymi oczyma.
- Pojadę.



                                                                            ~*~
W końcu, po długiej przerwie już jest! Przepraszam was, że dopiero teraz ale okazało się, że muszę dłużej nosić gips bo kość się jeszcze nie zrosła, tak więc dodaję teraz. PRZEPRASZAM!
No a tak z innej beczki. Za 2 dni zaczyna się Liga Światowa! Ja już się nie mogę doczekać! Uwielbiam to, że mimo iż na co dzień kibicujemy innym klubom, to w tedy stajemy się jedną wielką rodziną! Tak więc POLSKA BIAŁO-CZERWONI!


niedziela, 17 maja 2015

PRZEPRASZAM!

Przepraszam was strasznie za to, że rozdział nie pojawił się w tamtym tygodniu i pojawi się najprawdopodobniej w końcówce tego tygodnia, ale zbyt dużo nauki (poprawianie ocen) i do tego złamałam rękę więc strasznie ciężko mi się pisze już tego posta. Mam nadzieje, że nie jesteście złe..:( jeszcze raz przepraszam!

środa, 6 maja 2015

ROZDZIAŁ 16

"Miłość przychodzi, kiedy
 się jej nie spodziewasz,
 czasem puka do drzwi
a czasem włazi przez okno"


Ludzie ranią, bardziej niż cokolwiek. Biorąc do ręki metalową żyletkę i przejeżdżająca nią po swoim ciele nie zadasz sobie tak bolesnych ran jakie mogą zadać ludzie, na ciele rany się zagoją a w sercu mogą jedynie zasklepić, ale kiedyś i tak ktoś nie umyślnie, albo umyślnie otworzy je i zaczną krwawić na nowo...dlatego nasze serce jest tak kruche, delikatne. Każda rysa na nim może prowadzić do całkowitego rozsypania na kawałeczki a w raz z nim rozsypuje się też człowiek. Człowiek...niby najmądrzejszy gatunek...a jednak tak kruchy. Ale w końcu znajdzie się osoba, która poskleja złamane serce i nie pozwoli, żeby rany otwierały się na nowo...taki nasz ANIOŁ STRÓŻ!

 No to o czym chciałeś ze mną pogadać? T może wejdź... pogadamy. - powiedziałam
- Nie...to zajmie tylko chwilkę!
- No to słucham ja ciebie słonko  - zaśmiałam się 
- Bo...zakochałem się - stałam jak wryta, jego słowa nie mogły do mnie dotrzeć, odbijały się w mojej głowie "zakochałem się"
- Jak to się zakochałeś? - zapytałam lekko zdenerwowana
- No normalnie...nigdy nie byłaś zakochana? No i tu zaczyna się twoja rola. Poznałem ją jakiś czas temu. Często się widujemy, jest dla mnie bardzo ważna i w jakiś wyjątkowy sposób chciał bym jej to powiedzieć.
- A co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam co raz bardziej poddenerwowana 
- Poszłabyś ze mną na taka próbną kolację i no ogólnie...wiesz. -nie byłam do końca przekonana, czy zdołam iść z nim na tę kolację i nie rozpłakać się? Udawać dobrą PRZYJACIÓŁKĘ? TYLKO PRZYJACIÓŁKĘ? Ale w sumie to moja wina, ja nie chciałam mu powiedzieć nic więc nie mogę go winić za to, że się zakochał. - No Julka nie daj się prosić! BŁAGAM CIĘ SERIO JEST TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE! No jesteśmy przyjaciółmi czy nie?
- Ehh no dobra... bądź po mnie jutro o 19... pa - Zgodziłam się...jako dobraPRZYJACIÓŁKA, pobiegłam do domu nawet nie żegnając się z nim. 
Wbiegłam do domu jak poparzona ściągnęłam buty i pobiegłam do swojego pokoju słyszałam jeszcze za sobą pokrzykiwania mojego ojca... zamknęłam drzwi mojego małego królestwa i osunęłam się po nich na dół zanosząc się płaczem.
- Julka, co się stało? - zapytał tata przez drzwi 
- Nic, odejdź chcę być sama proszę! - powiedziałam błagającym tonem.. w odpowiedzi usłyszałam tylko westchnięcie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać, chciałam przez moment płakać z innego powodu niż ON. Szybko pobiegłam do biurka i wyciągnęłam z szuflady srebrną temperówkę. Nożyczkami wykręciłam ostrze i przeciągnęłam w poprzek nadgarstka. Najpierw raz potem drugi, trzeci i tak dalej poleciało. Łzy spływały mi z oczu, czułam się fatalnie. Pomyślicie: " Idiotka, tnie się.. po co? Dla litości? Czy żeby się zabić?" Macie prawo, a ja wcale nie chciałam się zabić, nie myślałam o litości, chciałam po prostu poczuć inny ból niż ten, który zadał mi on. Po jakimś czasie krew przestała sączyć się z reki a ja zmęczona oddałam się Morfeuszowi.

Otworzyłam oczy, a jednak to nie był sen...spojrzałam na swoją rękę, ale zaraz odwróciłam wzrok, nie wyglądało to zbyt ciekawie, była sobota, godzina 11:04 a taty nie było w domu. Zostawił karteczkę, że musiał iść do pracy. Przyzwyczaiłam się już, że często nie ma go w domu, fakt brakuje mi go ale wszystko co robi, robi dla mnie, tak? Zjadłam śniadanie i włączyłam telewizor, jak to na kobietę w dołku przystało, pudło lodów i jakieś bezsensowne romansidła. Tym razem padło na "Pamiętnik", płakałam jak bóbr. kiedy skończył się film zadzwoniłam jeszcze na chwilkę do Kamili.
- HAAAALLLOO! hahahha przestań rozmawiam przez telefon - dało się usłyszeć jak szepce do kogoś, zapewne tym kimś był Kacper. Znów zaczęło mi się zbierać na płacz, ona miała kogoś, kogo kocha, z kim chciała by spędzić resztę życia...a ja? Miłość mojego życia właśnie planuje jak powiedzieć swojej wybrance serca, że ją kocha...
 - To ja wam może nie będę przeszkadzać. - powiedziałam smętnie.
- Nie nie przeszkadzasz, ale Juśka...co się dzieje? I nawet nie zaprzeczaj, słyszę, że coś jest nie tak!
- Kama zajmij się teraz Kacprem
- Kacper też pomoże...a jak nie chcesz, żeby tego słuchał to on pójdzie sprawdzić czy nie ma go w kuchni... prawda kochanie? - zapytała słodko Kama na co usłyszałam tylko "TAAAK"
- Ehhh no niech wam będzie...- I streściłam Kamili i Piechockiemu zdarzenia z wczorajszego wieczoru, pomijając oczywiście małe zajście z temperówką i popłakałam się im do słuchawki.
- Ja temu idiocie nogi z dupy powyrywam, co za chuj jebany.. - zaczął się złościć Kacper...
- Nie! Nie mieszajcie się w to. To jest tylko i wyłącznie moja wina. Zachowujcie się w stosunku do niego normalnie... proszę was! - Nie chętnie ale przyjaciele przytaknęli na moją prośbę. Porozmawiałam z nimi jeszcze chwilkę a potem poszłam się szykować na "romantyczną kolację z chłopakiem moich marzeń którego jakaś lafirynda owinęła sobie wokół palca". Może troszkę przydługawa nazwa, ale w pełni zasłużona. Poszłam do łazienki. Postawiłam dzisiaj na proste włosy (taka odmiana) , lekki makijaż i problem z ubraniem. Sukienki z krótkim rękawem nie założę, bo było by widać ślady wczorajszej nocy. Postawiłam więc na kremową sukienkę do połowy uda z długim rękawem do tego czarne rajstopy i botki na obcasie. Sama nie wiem po co się wystroiłam ... może miałam jeszcze nadzieję , że on zmieni zdanie i od tak jak za użyciem czarodziejskiej różdżki się we mnie zakocha? Kiedy napisał sms, że czeka już pod domem założyłam tylko mój płaszczyk wyszłam z domu i zakluczyła drzwi. Maciek jako dżentelmen otworzył mi drzwi do samochodu. Jechaliśmy w ciszy. Po jakiś 15 minutach Muzaj zaparkował auto pod jakąś restauracją. Weszliśmy a Maciek wziął mój płaszcz i odwiesił na wieszaku. Był taki szarmancki. Dziewczyna, której odda swoje serce będzie mega szczęściarą  w oczach znów zaczęły się pojawiać łzy, ale szybko i niezauważenie się "ogarnęłam" i przykleiłam na twarzy sztuczny uśmiech. Złożyliśmy zamówienia i czekaliśmy na nie rozmawiając. Jak zwykle moglibyśmy gadać bez końca, i o wszystkim. Wreszcie przynieśli nam nasze zamówienia, jedzenie po prostu rozpływało się w ustach! Po kolacji zamówiliśmy jeszcze deser, ten zjedliśmy w mgnieniu oka. Powiem tylko tyle, szefowi kuchni zależą się pokłony do samej ziemi! Około 21 opuściliśmy restaurację i poszliśmy na spacer. Bełchatów nocą jest na prawdę piękny. W końcu Muzaj przystanął zdziwiona popatrzyłam się na niego.
- A teraz najważniejsza rzecz. Jak mam jej to powiedzieć? - przełknęłam głośno ślinę w obawie co zaraz usłyszę.
- Ale co?
- To, że uwielbiam jej oczy, które błyszczą jak gwiazdy, że lubię gdy się śmieje, że jej dotyk wywołuje dreszcze na moim ciele. To, że kiedy się denerwuje robi taką słodką minę, gdy się zmęczy jej policzki przybierają kolor jasnego różu, że nie mogę odciągnąć wzroku od jej malinowych ust, że kiedy jej nie widzę, moje serce krwawi, że myślę o niej w każdej sekundzie dnia. To,że po prostu ją kocham.  - zatkało mnie... tak pięknie o niej mówił
- Właśnie tak...tylko teraz powiedz to samo jej. - powiedziałam
- Już nie muszę - zdziwiłam się
- Jak to?
- Bo właśnie jej o tym powiedziałem. - stałam nieruchomo przez dobrą chwilę a w mojej głowie huczały słowa "Własnie jej o tym powiedziałem" - Nie wiele myśląc wpiłam się w usta atakującego, na początku był trochę zdziwiony, ale potem zaczął oddawać pocałunki z zachłannością.
- Kocham cie Maciek - powiedziałam tuląc się do chłopaka
- Ja ciebie też Juliś
No to co księżniczko idziemy się gdzieś przejść? - pokiwałam tylko głową na znak zgody a kiedy Muzaj chciał złapać moja rękę ( tak mi się wydawało na początku), ale on dostrzegł smugi na moim ciele. Chwycił nadgarstek i dokładnie go obejrzał a potem spojrzał w moje oczy, widziałam w nich ból. Zrobiło mi się wstyd.
- Kochanie co to jest? Wyjaśnisz mi to? - zapytał łagodnym głosem
- Bo wczoraj jak mi powiedziałeś, że się zakochałeś ja chciałam poczuć coś innego niż ból rozpadającego się serca, przez chwilę mogłam zająć się czymś innym a to i tak mniej bolało niż tamte słowa... - On nie bacząc na nic znów zamknął mnie w swych silnych ramionach i wyszeptał
- Przepraszam księżniczko
- To nie jest twoja wina - przerwałam mu - raczej moja głupota - ale on chyba nie zamierzał mnie słuchać
- Przepraszam...i obiecuję ci, że już więcej nie zranię cię. Księżniczko przepraszam - głos mu się zaczął łamać  nic na to nie odpowiedziałam tylko po raz kolejny tego dnia wpiłam mu się w usta. I w końcu czułam się kochana!

                                                                            ~*~

Ahhh miłość kwitnie! Jak wam się podoba? Ja jestem w sumie zadowolona! :D
Cieszcie się ich szczęściem dopóki możecie! A tak z innej beczki! JASTRZĘBSKI WĘGIEL przegrał walkę o 3 miejsce ze SKRĄ BEŁCHATÓW! Moje 2 ulubione kluby mierzyły się ze sobą, jednak trochę bliższe mojemu sercu jest JASTRZĘBIE..więc ociupinkę ubolewam nad tym, że przegrali, ale brawa dla nich za walkę a skrzatom się to po prostu należało ! :D
No to ten teges ....
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ! 
Do następnego:* 

środa, 29 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 15


"Choćby nie wiem ile czasu
 upłynęło, nic bzdury w prawdę
 nie obróci"

Z perspektywy Maćka :

Ze snu obudził mnie budzik, no niestety, na trening trzeba iść. Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do kuchni. Szybkie śniadanie, ubieranie, pakowanie i wychodzenie. Po 30 minutach byłem już na hali Energia. Od wczoraj myślę o Julce. Czemu ona musiała tyle wycierpieć? Jeszcze te urodziny Kuby dobiły ją już totalnie a ja już tak dłużej nie mogę. Gdy wczoraj zobaczyłem ją w deszczu na tej ławeczce, całą zapłakaną, coś chwyciło mnie za serce. Z głowy nie umiał mi wyjść ten niedoszły pocałunek z Jusią. Na całym treningu śmiałem się i robiłem chłopakom żarty.
- Ej...chodźcie Miguelowi krzyża przyklejmy! - powiedziałem do Kacpra i Wojtka a ci już podłapali temat. Plan taki, ja zagaduje naszego ukochanego coach'a a oni przyklejają. Oczywiście akcja zakończona sukcesem... inaczej być nie mogło. Trening tak nam minął trochę na wygłupianiu trochę na graniu, w końcu Falasca stwierdził, że na razie nie nadajemy się do niczego i mamy już iść do domu. Więc wszyscy pobiegliśmy w stronę szatni. W drodze do przebieralni dopadli mnie moi dwaj koledzy.
- Maciuś... co ty dzisiaj taki jakiś w humorze?
- A tak jakoś. A co nie można?
- No można można ale taki masz aż w nadmiarze dobry nastrój  - powiedział piechu - stało się coś o czym my - w tym momencie wskazał palcem na siebie i Wojtka - nie wiemy?
- Zapewniam was, że wszystko wiecie.
- To co panowie?! Wypad dzisiaj na piwko? - zapytał Wojtek
- OOOO jestem za! - Krzyknął piechu
- Sory chłopaki, ale odpadam. Julka dzisiaj gra swój pierwszy mecz z nowym zespołem i jeszcze trener jej powiedział, że ma grać w 1 składzie więc...
- OOOOO to ja mam w takim razie jeszcze lepszy pomysł! Wszyscy pójdziemy na ten mecz! Podejrzewam, że Kama i tak idzie - tu znacząco spojrzał na Kacpra Włodarczyk - To Ja mogę iść z Olą iii no i w sumie tyle !
- No i to mi pasuje  - zaśmiałem się.
Z chłopakami obgadaliśmy wszystko dokładnie i umówiliśmy się o 17:00 pod halą w której ma grać moja księżniczka. Pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy do domów. Po 15 minutach byłem w swoim mieszkaniu, w brzuchu mi burczało niemiłosiernie, więc jak to facet zamówiłem pizze, jakiś meczyk i czekałem na mój obiad. Po 30 minutach usłyszałem dzwonek do drzwi, wyciągnąłem z portfela należna sumę i otworzyłem drzwi.
- YYYYY Julka? Ty pizze rozwozisz? - Zapytałem zdziwiony
- Nie głuptasie hahaha spotkałam gościa od pizzy na korytarzu i powiedział, że idzie tutaj to przejęłam zamówienie.
- To powiem ci ze to wiele wyjaśnia
I oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Zjedliśmy przyniesiona przez Jusie pizze i siedzieliśmy na kanapie.
- Wiesz ja cię księżniczko nie wyganiam, ale czy nie powinnaś się szykować już na ten twój mecz?
- A..wiesz... nie idę.
- CO JAK TO NIE IDZIESZ?! - wrzasnąłem
- hahaha żarcik - i puściła tak zwane perskie oczko. Pożegnałem się z Julką i poszedłem do łazienki się ogarnąć. Szybki prysznic i już bylem gotowy. Zakluczyłem mieszkanie i poszedłem do samochodu. Po 20 minutach byłem na miejscu, tam czekali już na mnie piechu z Kamą i włodi z Olą. Postaliśmy przed obiektem chwile i pogadaliśmy. Kiedy nadeszła odpowiednia godzina weszliśmy do środka i usiedliśmy na jakiś miejscach. Mecz już się zaczynał. Trenerzy wystawili już wyjściowe szóstki, moja księżniczka stała na lewym przyjęciu. Pierwszy gwizdek sędziego, piłka w grze. Drużynie Julki na początku nie szło dobrze. W końcu ich trener wziął czas przy wyniku 10:4, dał im kilka rad a te z nową energią wróciły na boisko i zaczęły odrabiać straty. Trzeba przyznać, że Julce szło świetnie. Przyjęcie miała dobre a i prawie wszystkie piłki, które dostawała kończyła. No i w taki oto sposób cały mecz padł łupem drużyny Julki. Dziewczyna szczęśliwa do nas podbiegła i się zaczęła tulić, pogratulowaliśmy jej świetnego meczu i powiedzieliśmy, że będziemy na nią czekać przed halą bo idziemy świętować! Po 20 minutach dziewczyna wyszła z obiektu i wszyscy udaliśmy się do jakiejś knajpki. Było zajebiście, oczywiście nie obyło się bez toastów sokiem (co jak co, ale ktoś jechać musiał). Po jakiś 3 godzinach zaczęliśmy się zbierać, nie dla tego, że byliśmy już zmęczeni, ani nie musieliśmy wracać, tylko po prostu zamykali już restaurację. Powiedziałem Julce, że odwiozę ją do domu bo muszę jeszcze z nią porozmawiać. Pożegnaliśmy się więc z reszta i wsiedliśmy do mojego samochodu. Jechaliśmy w ciszy dopóki nie dojechaliśmy pod dom Julki.
- No to o czym chciałeś ze mną pogadać? T może wejdź... pogadamy. - powiedziała
- Nie...to zajmie tylko chwilkę!
- No to słucham ja ciebie słonko  - zaśmiała się
- Bo...zakochałem się - wypaliłem a z twarzy Julki znikł uśmiech
- Jak to się zakochałeś? - zapytała z lekką nutką pretensji w głosie
- No normalnie...nigdy nie byłaś zakochana? No i tu zaczyna się twoja rola. Poznałem ją jakiś czas temu. Często się widujemy, jest dla mnie bardzo ważna i w jakiś wyjątkowy sposób chciał bym jej to powiedzieć.
- A co ja mam z tym wspólnego? - zapytała groźnie
- Poszłabyś ze mną na taka próbną kolację i no ogólnie...wiesz. - widziałem, że nie jest tak do końca zadowolona z tego pomysłu. - No Julka nie daj się prosić! BŁAGAM CIĘ SERIO JEST TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE! No jesteśmy przyjaciółmi czy nie?
- Ehh no dobra... bądź po mnie jutro o 19... pa - Poszła i nawet się nie pożegnała widziałem tylko jak zatrzaskuje za sobą drzwi, nie miałem pojęcia o co ona się tak zdenerwowała.


                                                                             ~*~
Wiem wiem wszystko wiem... rozdział krótki, dodany z opóźnieniem i do tego taki se... PRZEPRASZAM WAS ZA TO!! Ale mam nadzieję, że zrozumiecie...ogólnie rozdziały teraz będą jakoś nie regularnie dodawane ze względu na brak czasu! I PROSZĘ KOMENTUJCIE
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!

niedziela, 19 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 14

"Nie umarł ten, kto trwa
w pamięci żywych"


Święta, święta i po świętach. Koniec leniuchowania, trzeba w końcu się zacząć edukować więc równo o godzinie 8:00 pojawiłyśmy się z Kamilą w gmachu szkoły. Jako pierwszą mieliśmy matmę. Ehhh pięknie się zaczyna dzień... Na tej lekcji siedziałam z Natanem. Nauczycielka mówiła coś na temat liczby pi, kuli i tym podobne. Wyłączyłam się jakoś na początku lekcji. Wpatrywałam się tempo w jeden punkt, kiedy ktoś podsunął mi jakąś karteczkę. Zdziwiona zaczęłam się rozglądać. Okazało się, że podrzucił mi ja mój kolega z ławki.
  "Co robimy z urodzinami Kamy? Masz jakiś pomysł?"
O matko... na śmierć zapomniałam, że dzisiaj jest 9 stycznia...jej 18 urodziny. Jak mogłam!?
 " Zapomniałam!!! :o "
" Wiesz mam dzisiaj wolną chatę, wiec możemy zrobić coś u mnie ;) "
" Super pomysł!! :D Ja ogarnę tort i może jakiegoś szampana i takie tam! Trzeba zaprosić ludzi i powiem Kacprowi, żeby ją czymś zajął :D"
"Dobra to ja zaproszę ekipę, jak chcesz to możesz zaprosić też tego Maćka ;) "
" No dobrze skoro tak mówisz... I dziękuję ci, że mi przypomniałeś. Jestem najgorszą przyjaciółką na świecie.."
" Nie przesadzaj ;>  Jak coś to będziemy na telefonie"
Gdy rozbrzmiał się dzwonek oznajmiający zakończenie lekcji wybiegłam z klasy jak poparzona. Postanowiłam urwać się dzisiaj ze szkoły. Rz na jakiś czas nie zaszkodzi a 18 urodziny ma się tylko raz! Z szafki wyciągnęłam swoje buty i kurtkę. Skórzane botki szybko wsunęłam na nogi a beżową kurtkę zarzuciłam na ramiona. Jakimś cudem udało mi się przejść koło woźnej niezauważona. Po wyjściu po za budynek szkoły od razu wykonałam telefon do Kacpra informując go o niespodziance dla Kamy. Pomysł bardzo mu się spodobał i powiedział, że pomoże nam zatrzymać dziewczynę tak długo jak się tylko da. Po rozmowie z libero skierowałam swoje kroki do bełchatowskiej galerii. Kompletnie nią miałam pomysłu co mogła bym kupić przyjaciółce, pustka! Chodziłam od jednego sklepu do drugiego, ale wszystko zaczęło mi się mieszać... za dużo wszystkiego. Oświeciło mnie! W końcu przypomniałam sobie, że Kamila zawsze mówiła, że jak skończy 18 lat to kupi sobie samochód a do kluczyków przyczepi złoty breloczek. Szybko pobiegłam do najbliższego jubilera i kazałam wygrawerować na breloku po jednej stronie imię "KAMILA" A po drugiej "FRIENDS FOREVER". No i jedną,ale za to najważniejszą, rzecz miałam z głowy! Teraz Jeszcze tort! Trochę się dzisiaj musiałam nabiegać, ale tak to jest. Kiedy weszłam do cukierni poczułam słodki zapach dzieciństwa. Na moje każde urodziny mama sama piekła tort. Zawsze był on czekoladowy z musem malinowym. Z zamyślenia wyrwała mnie ekspedienta.
- Mogę w czymś pomóc?
- AHH.. tak chciała bym kupić jakiś tor na 18 urodziny. Problem w tym, że ten tort miał by być na dzisiaj.
- No nie wiem.. wie panienka ile się piecze taki tort.
- To bardzo ważne... proszę!
- No niech będzie. Jakiś motyw ma być na torcie umieszczony? - zamyśliłam się chwilę
- Siatkówka, tak siatkówka.
- Niech panienka przyjdzie odebrać tort za 4 godziny.
Podziękowałam ładnie starszej pani i wyszłam z cukierni. Jeszcze tylko zostało mi kupienie balonów i tego typu ozdób. Na 18 nie mogło też zabraknąć alkoholu..ale jako, że nie jestem jeszcze pełnoletnia nie sprzedadzą mi. I w tym momencie wpadłam na pomysł. 13:26 jakieś 20 minut temu Maciek powinien skończyć już rehabilitacje. Wybrałam szybko numer do atakującego i czekałam aż odbierze. Pierwszy sygnał... drugi...trzeci...
- Halllo? - słodko przeciągnął literkę "l"
- Cześć. Mam do ciebie interes!
- Czego dusza pragnie? - zapytał
- Jak wiesz Kama ma dzisiaj 18 urodziny, i pewnie jak wiesz zapomniałam, wiec pewnie jak już się domyślasz potrzebuję pomocy... - powiedziałam prawie na jednym wdechu.
- Haha spokojnie. A w czym mogę ci pomóc?
- To tak : Tort do odebrania około 17:00,  goście zaproszeni,  prezent też jest, balony i takie tam kupię więc spokojnie, ale no ja 18 jeszcze nie skończyłam i wiesz...
- Już się domyślam haha. Dobra gdzie jesteś? - zapytał
- Koło centrum.
- Będę za 15 minut - i się rozłączył
To właśnie w nim lubiłam. Nie zależnie o co bym go nie poprosiła i czy to był by normalny dzień czy środek nocy on zawsze przyjdzie i mi pomoże. Taki przyjaciel to skarb, ale właśnie...ja chciałam, żeby był kimś więcej.(?) Myśli kłębiły mi się w głowie. Więc na osłodę poszłam jeszcze szybko do lodziarni i kupiłam małego, śmietankowego, włoskiego loda. Co z tego, że jest zima a na dworze jest ujemna temperatura. Kiedy wróciłam pod galerię jedząc loda akurat na parking wjeżdżał Maciek. Kiedy wyszedł z auta od razu spotkałam się z jego surowym wzrokiem.
- Ty chyba jednak chcesz leżeć chora w łóżku z 40 stopniami...
- O jejku nic mi nie będzie... - powiedziałam najsłodszym głosem jakim tylko umiałam. Maciek tylko pokręcił głową a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Poszliśmy szybko do monopolowego i zrobiliśmy "zapasy". Skontatowałam się potem z Natanem i umówiliśmy się że za 30 minut spotkamy się pod jego domem. Kolega z ławki przesłał mi swój adres sms i pojechaliśmy tam razem z Maćkiem.

***
Kiedy kończyliśmy z Maćkiem i Natanem dekorować jego dom zaczęli się schodzić pierwsi goście. Wszystkich witałam i zapraszałam do środka...wiem, że nie powinnam bo to nie mój dom no ale Natan kazał mi się czuć jak u siebie no więc no. Kiedy raczej wszyscy byli napisałam Kacprowi sms, że może już przyjść z Kamilą. Nie długo potem usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Wszyscy cicho i chować się! - Wszyscy posłuchali mojego polecenia i znaleźli prze rożne kryjówki. Ja szybko jeszcze wszystko sprawdziłam i poszłam otworzyć drzwi. Mina Kamili kiedy mnie zobaczyła...bezcenna!!
- Yyyyy...Jula?! Co ty robisz w domu Natana? I czemu dzisiaj zwiałaś ze szkoły musiałam cie tłumaczyć...nie wiedząc gdzie jesteś!
- Spokojnie.. hahah uspokój się i właź! - Dziewczyna weszła niepewnie a za nią Kacper.
- Nooo to dowiem się o co chodzi? -  Zapytała powoli kierując się w stronę salonu.
- No po prostu my musimy ci coś powiedzieć!
- My? - zdziwiła się dziewczyna, po czym prawie nam nie zeszła gdy wszyscy wyskoczyli ze swoich kryjówek krzycząc "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO" Widać, że Kama była w nie małym szoku! Wszyscy składali jej życzenia no i w końcu przyszła moja kolej...Popłakałyśmy się obie i wyściskałyśmy za wszystkie czasy. Mój prezent jej się bardzo spodobał. Po tych wszystkich czułościach przyszedł czas na zabawę. Alkohol lał się strumieniami. Wszyscy tańczyli i śmiali się. No czego nie mogę powiedzieć o Muzaju... No chłopaczyna zalał się w trupa, no i kto musiał się nim zająć? Oczywiście Jusia, bo jak by było inaczej. Zaprowadziłam chłopaka na górę do pierwszego lepszego pokoju i położyłam na łóżko. Maciek bełkotał coś jeszcze pod nosem, ale już go nie słuchałam. Zamknęłam drzwi do pokoju i zeszłam na dół i popłynęłam w wir zabawy.

***
(5 dni po urodzinach)

Z perspektywy Kamili:

Julka od samego rana nie pojawiła się w szkole, nie dawała znaku życia a jej telefon był wyłączony. Nie wiedziałam co się dzieje z moją przyjaciółką więc zadzwoniłam do Maćka czy on może ma informacje, co się dzieje z Julką. Niestety on tez nic nie wiedział, ale kiedy z nim rozmawiałam był zdezorientowany i wystraszony. Powiedział, że pojedzie do Julki do domu i dowie się co się dzieje i potem mi powie. Przystałam na propozycje  atakującego i starałam się skupić na lekcjach.

Z perspektywy Maćka:

Telefon Kamy mnie strasznie zaniepokoił. Wystraszony od razu wsiadłem w samochód i pojechałem do domu Julki. Jadąc złamałem chyba wszystkie przepisy drogowe i po niecałych 10 minutach parkowałem pod domem dziewczyny. Drzwi otworzył mi jej tata.
- Dzień dobry panu. Jest może Julka, od samego rana ani ja ani Kamila nie możemy się z nią skontaktować. - wyrzuciłem na jednym wdechu
- Ale Julka jest w Jastrzębiu...- przez chwile przetwarzałem tę informacje
- Jak to w Jastrzębiu?
- Dzisiaj są urodziny Kuby no i ona... - Powiedział niepewnie. Podziękowałem tacie Julki za informacje, napisałem Kamie wiadomość i ruszyłem w drogę do Jastrzębia.

Z perspektywy Julki:

Siedziałam tam od rana, przy nim, mojej pierwszej miłości, przy człowieku którego kochałam, a może nawet dalej kocham? Sama już pogubiłam się w swoich uczuciach. Siedziałam na ławeczce przed miejscem jego pochówku. Tak wiele chciałabym mu powiedzieć, poradzić się, ale nie mogę, jego już tu nie ma, nie ma go ze mną. Wiecie jak się czułam? Nie macie pojęcia. Nikt kto przez to nie przeszedł nie wie jak to jest kiedy stoi się nad grobem swojej drugiej połówki. Osoby, z którą miało się spędzić resztę życia. Siedziałam bezsilna na tej cholernej ławeczce i patrzyłam się na nagrobek i napis " Nie umarł ten, kto trwa w pamięci żywych. Kuba, nigdy nie zapomnimy" łzy ciekły mi po policzkach a do tego zaczął padać jeszcze deszcz. Siedziałam i płakałam, nic więcej nie mogłam zrobić. Ta cholerna bezsilność. Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi coś na ramionach, odwróciłam się i natknęła się na zatroskaną twarz Muzaja. Chciałam zapytać się skąd on się tu wziął ale najwidoczniej wiedział o co mi chodzi.
- Twój tata mi powiedział. Mogę tu z tobą posiedzieć? - zapytał a ja pokiwałam lekko głową na znak zgody. Siedzieliśmy oboje w deszczu, przemoknięci a przez moje myśli przewijały się tysiące myśli. Czy można kochać dwie osoby? Wciąż nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. Wiem, że czuję coś do atakującego, ale w dalszym ciągu nie wiem jak to określić. Kuba błagam pomóż mi bo nie wiem co robić! I po raz kolejny tego dnia wybuchłam niepohamowanym płaczem. Muzaj przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
- Nie płacz księżniczko, on dalej jest przy tobie i zawsze będzie, jestem tego pewien.


                                                                                ~*~

No ja was mordki bardzo przepraszam, ale nie wyrabiam się...zapasy rozdziałów się skończyły a do tego brak czasu "sezon poprawkowy uważam z otwarty" no przynajmniej mój się już zaczął no i ciężko mi się ze wszystkim wyrobić...Rozdziały postaram się dodawać w miarę regularnie ale nic nie obiecuję... Jeszcze raz wam przepraszam...Ten epizod też nie jest super i ciężko mi się go pisało.. nie wiem moja wena mi gdzieś ciekła i nie wiem kiedy ma zamiar wrócić więc przepraszam też za to! :( AAA i jeszcze 1 rzecz jak wiadomo Kuba Popiwczak urodziny ma 17 kwietnia, ale na potrzeby bloga trochę tą datę zmieniłam ;)

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

LIEBSTER AWARD :D

LIEBSTER AWARD !!!!


  Dziękuję ci za nominacje I'm z Princess!!!(http://walczycomilosc.blogspot.com/ super blog i oczywiście polecam! ) Nie sądziłam, że mój blog doczeka się nominacji, kiedy zobaczyłam, że mnie nominowałaś to uśmiech mi z ryjka nie chciał zejść! <3 DZIĘKUJĘ!!

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby która Cie nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


NO TO JEDZIEMY! :D


1) Jak zaczęła się twoja historia z pisaniem?
 Czytałam masę blogów i pewnego dnia stwierdziłam, że też chciałabym napisać coś "do kogoś". Najpierw pisałam do tak zwanej "szuflady" aż w końcu odważyłam się coś opublikować.
2) Ulubiony klub siatkarski?
W moim sercu Jastrzębie!
3) Co jest twoją pasją i dla czego?
 Siatkówka!!! W podstawówce do klasy 4-6 robili nabór właśnie na klasę sportową z siatkówki.
I tak wyszło, że zakochałam się w tym sporcie. :D
4) Jak sądzisz: wyróżniasz się z tłumu w jakiś sposób?
Z wyglądu na pewno nie...ale zachowaniem i sposobem bycia na pewno! Czasem myślę, że jestem z innej planety :(
5) Jakie masz najlepsze wspomnienia z wakacji?
Chyba spotkania ze znajomymi! Nigdy nie obyło się bez jakiegoś "przypału" Nie mogę wybrać jednego, bo i z rodziną na wakacjach jest super i z moimi mordkami :3
6) Ulubiony zespół wykonawca?
Zdecydowanie ACDC! Lubię też Linkin Park i Sabaton :>
7) Co się najbardziej denerwuje?
Kiedy ktoś udaje kogoś innego, tylko dla tego, że chce przypodobać innym. LUDZIE BĄDŹCIE SOBĄ!
8) Co zazwyczaj robisz w deszczową pogodę? 
Oglądam filmy, albo czytam ;)
9) Co chciałabyś robić w przyszłości?
Jeszcze nie wiem...ale myślę nad fizjoterapią albo AWF-em. W jakiś sposób chciała bym pomagać ludziom ale jednocześnie mieć też coś wspólnego ze sportem i z pracą fizyczną bo nie umiem usiedzieć na dupie. Na pewno nie chciała bym siedzieć za biurkiem -.- Nie umiem się zdecydować :(
10) Którego z siatkarzy chciała byś kiedyś spotkać? Uzasadnij wybór.
Na pewno Krzysztofa Ignaczaka! Uwielbiam go odkąd skończyłam 11 lat. Wiecznie uśmiechnięty, radosny człowiek, który wprowadza mega pozytywna energię na boisko.
Spotkać też chciałabym Bruno Rezende. Uwielbiam Brazylię(jako kraj)  jeśli chodzi o to państwo to jest mój ulubiony siatkarz stamtąd i świetny rozgrywający.
11) Kto jest twoim autorytetem?
Nie mam jednego autorytetu. Nikt nie jest idealny, więc moim zdaniem nie można powiedzieć, że będę się wzorować na jednej osobie . Autorytetów mam wiele i nie będę ich wymieniać bo trochę by to zajęło ;) Ale w wielu osobach można zobaczyć coś godnego podziwu!


TROCHĘ SIĘ ROZPISAŁAM...

Pytania:

1) Kiedy się zaczęła twoja przygoda z blogowaniem?
2) Ulubiony klub siatkarski?
3) Ulubiony siatkarz? I dlaczego ?
4) Ile masz lat?
5) Uprawiasz jakiś sport?
6) Byłaś kiedyś na meczu?
7) Miałaś okazję rozmawiać przez chwilę z jakimś siatkarzem?
8) Jaki jest twój ulubiony film?
9) Czego słuchasz?
10) Jak byś opisała siebie?
11) Największe marzenie?


Do Liebster Award nominuje:

1) milosc-jak-wino.blogspot.com
2) http://urodzeni-po-to-by-byc-razem.blogspot.com/
3) http://uwielbiaj-mnie-mimo-wszystko.blogspot.com/
4) http://tonieistnieje.blogspot.com/
5) http://nie-zmienisz-losu.blogspot.com/
6) http://milosc--jest-jak-narkotyk.blogspot.com/
7) http://still-got-tonight.blogspot.com/
8) http://okiemdziewczynysiatkarza.blogspot.com/
9) http://jestem-mysle-moge-wszystko.blogspot.com/
10) http://dopokiwalczyszwygrywasz.blogspot.com/
11) http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/

TE BLOGI SĄ SUPER! POLECAM ;>



sobota, 11 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 13

"Anioły są wśród nas
 Czasem siadają na ziemi
 Składają skrzydła
 I płaczą
 Pragną tak jak ludzie
 Kochać
 Uśmiechają się
 Chowając między palcami
 Swe niebieskie łzy
 Ukrywają siebie
 Anioły są wśród nas
 Czasem niewidoczne dla oka
 Wyczuwalne dla serca.
 Ale ty nie musisz się martwić bo my wciąż pamiętamy
 i nigdy nie zapomnimy"

Z perspektywy Kuby:

Codziennie stałem koło niej, byłem przy niej. Kiedy kładła się spać ja kładłem się koło niej, przytulałem i wpatrywałem jak w obrazek, kiedy budziła się rano, kiedy była w szkole, kiedy jadła, wychodziła, kiedy płakała,  śmiała się (tych chwil nie było zbyt wiele a z tego co zauważyłem uśmiech na jej twarz udawało się sprowokować tylko jednemu osobnikowi, który reprezentuje żółto-czarne barwy), uczyła. Przy najbanalniejszych czynnościach. Codziennie przy niej.. codzienne wpatrywanie się w jej smutne oczy pozbawione blasku, twarz która nie jest roześmiana jak kiedyś. Codzienne wyrzuty sumienia... bo przecież gdyby nie ten cholerny wypadek bylibyśmy dalej razem, ona by przychodziła na moje mecze dając super kopa, ja na jej. Codziennie byśmy się widywali. Mógłbym poczuć smak jej malinowych ust, przytulić i chronić przed całym złem tego świata i nie wypuszczać. Teraz zostało mi tylko patrzeć na nią... być przy niej pomagać jej choć
ona i tak nie jest tego świadoma. Jej natomiast nie pozostało nic oprócz stosów wspólnych zdjęć i wspomnień...Ja dla niej istnieję już tylko w nich. Sprawiłem jej tyle bólu. Zostawiłem ją, nawet nie próbowałem walczyć.
***
- Nie jedzie z nami Julka? - zapytał Mateusz.
- Nie, trening jej się przedłużył.. dojedzie później autobusem 
- Dobra to pakuj się do samochodu.
Jechaliśmy śmiejąc się ze wszystkiego jakbyśmy byli zjarani.. Malina zatrzymał się na czerwonym świetle. Przypomniała
 mi się w tedy piosenka z przedszkola. "...czerwone światło stój, zielone światło idź na żółtym świetle przygotuj się właśnie tak ma być..." Zaczęliśmy ją śpiewać.. W końcu zielone
- Malina.. jest zielone rusz dupę..
- No już spokojnie, nie drzyj japy. - i ruszyliśmy 
Nagle tir, krzyk krew ból..
Oddychało mi się co raz ciężej. Byłem przygnieciony jakimiś częściami, a Mateusz siedział w fotelu z rozbitą głową. Czułem, że zacząłem odpływać. Nie walczyłem z tym, poddałem się temu, zamknąłem oczy i odpłynąłem... później nie czułem już bólu, cierpienia. Czułem się wolny. Oglądałem całą akcje ratunkową jakby z boku. Kiedy zobaczyłem ją wybiegającą z autobusu dopiero zrozumiałem co jej zrobiłem...odszedłem bezpowrotnie, zostawiłem ją samą. Krzyczałem 
- Ratujcie mnie do cholery a nie przykrywacie...jesteście lekarzami!! - ale nikt mnie nie słyszał głos odbijał się tylko w mojej głowie. Próbowałem odsłonić swoje ciało, ratować, ale każda rzecz jaką chciałem podnieć, złapać w ręce przenikała przez moje ciało... byłem bezradny.
***
Teraz mam wyrzuty sumienia... moja wina. Z mojej winy ona cierpi, przez mój egoizm zostawiła przyjaciół, Jastrzębie, siatkówkę. Teraz Jusia na nowo musi się nauczyć kochać, śmiać..ŻYĆ.. i mimo, że mnie tam nie ma pomogę jej.. Właściwie to nie ja.. Postawienie na jej drodze Muzaja było moim najlepszym pomysłem, tylko teraz Jusia musi otworzyć się na niego.
Na to już nie mam wypływu co ona czuje. Wiem tylko, że nie może być sama a ja już nie mogę patrzeć jak męczy się życiem. Chce żeby wróciła moja Julka. Leżałem tak patrząc jak słodko śpi, kiedy nagle na komórkę Jusi przyszedł sms który ją obudził. Na śpiąco wyciągnęła
telefon z pod poduszki i sprawdziła wiadomość. Kiedy patrzała się w ekran urządzenia uśmiechnęła się lekko i już wiedziałem kto jest nadawcą. Kiedy już przeczytała wiadomość zerwała się szybko z łóżka rzuciła telefon i poleciała do łazienki. Zaśmiałem się. Taką ją chciałbym widzieć już zawsze roztrzepaną, uśmiechniętą i szaloną. Zerknąłem na jej komórkę. Maciek napisał, że będzie za 40 minut i ma być gotowa bo ma dla niej niespodziankę.
*
 Zgodnie z obietnicą, Muzaj był już po 40 minutach i jechali autem atakującego.
- Maaaaccciieeeekkk !!! Gdzie my jedziemy? - Jusia była bardzo zniecierpliwiona
- Już ci mówiłem, że to jest niespodzianka tak?
- No ale..
- Nie ma no ale.. Dowiesz się w swoim czasie - Muzaj wyraźnie się z nią droczył. Przez to wszystko przypomniały mi się nasze kłótnie.. cholernie chciał bym być teraz na miejscu atakującego, ale nie mogę. Cieszę się, że przynajmniej przy nim Julka zapomina o wszystkim.
- Nie, to nie. FOCH *
- Księżniczko, bez takich propozycji bo czuję się niezręcznie - Zaśmiał się. Julka spojrzała się tylko na niego z mordem w oczach i nie odezwała się do Maćka do końca drogi. Atakujący zaparkował pod jakimś budynkiem. Oboje wysiedli z samochodu i Muzaj z bagażnika wyciągnął jakąś torbę. Jusia popatrzała na niego pytającym wzrokiem. Ten tylko się uśmiechnął ruszył w kierunku drzwi do obiektu. Julka jednak dalej wstała w miejscu.
- Ruszysz się czy ja mam to zrobić?
- Nie pójdę nigdzie dopóki mi nie powiesz o co w tym chodzi! - Powiedziała Julka
- A udowodnić ci, że pójdziesz? - Maciek podszedł do niej i przewiesił ją sobie przez ramię.
- AAAAAAAAA MUZAJ JUŻ NIE ŻYJESZ! - Krzyczała ale zaraz potem zaniosła się śmiechem. Kiedy weszli do budynku Maciek kazał jej się przebrać i przyjść na salę. Julka nie wiele myśląc wykonała prośbę zawodnika Skry. Po 10 minutach była już gotowa i weszła na salę. Jej mina.. bezcenna kiedy zauważyła, że oprócz niej i Maćka jest jeszcze mężczyzna około czterdziestki i kilkanaście dziewczyn.
- OOO Ty musisz być Julka? - Podszedł do niej mężczyzna.
- YYY.. tak. Ja nie wiedziałam.. - przerwał jej
- Spokojnie wszystko wiem. Powiem krótko, słyszałem że jesteś bardzo dobra i jeśli dzisiaj na treningu pokażesz chociaż
część swoich możliwości oczywiście o ile chcesz.. dołączysz do drużyny a Julka stała chwile nie wierząc w to co słyszy.
- Dddobrze. - zaczęła się jąkać
- No to jeśli wszystko mamy już uzgodnione to leć i  zacznij się rozgrzewać.
Julka była można rzec w siódmym niebie... mimo długiej przerwy radziła sobie świetnie. Złapała dobry kontakt z dziewczynami z drużyny a co najważniejsze pokazała trenerowi na co ją stać. Inaczej być nie mogło...Jusia została przyjęta do drużyny. Po całym treningu poszła się przebrać do szatni a na nią czekał atakujący. Widać było, że jest  z niej dumny i że ona dla niego wiele znaczy.
- Dziękuję!! - Zaczęła krzyczeć Julka jak tylko wyszła....wyszła, żeby tylko. Wyleciała jak z proca z szatni.
- Nie ma za co. To ty odwaliłaś kawał dobrej roboty. Bardzo zmęczona? - zapytał.
- Wręcz przeciwnie! Roznosi mnie!!
- W takim razie co pani powie hmmm... na mały wypad na miasto? do klubu? z Kamą? Kacprem? Włodarczykiem i jego dziewczyną?
- hmmm kusząca propozycja.
- No więc jak będzie? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Hells door?
- Mnie pasuje. Trzeba teraz poinformować resztę - i uśmiechnął się się do niej. I znów to uczucie...zazdrość? Mimo
wszystko ona zasługuje na szczęście, a Maciek może jej je zapewnić.
*
Kamila szykowała się od dobrych dwóch godzin. Jak zawsze najwięcej czasu jej zajęło wybranie odpowiedniej sukienki. Zaśmiałem się pod nosem widząc ją stojącą przed szafą i nie wiedzącą co ma na siebie włożyć. W końcu po wszystkim wyglądała ślicznie. Brązowe loki sięgające jej za łopatki, kobaltowa sukienka bez ramiączek, do kolan z nie co przedłużonym tyłem i do tego czarne szpilki. Nie można było od niej oderwać wzroku. Wyglądała jak bogini. Punktualnie o czasie przyjechał po nią Maciek. Zeszła na dół tata pochwalił jej wygląd, życzył dobrej zabawy i kazał wrócić przed
01:00. Julka pożegnała się z tatą i wyszła. W samochodzie czekał już na nią Muzaj i para przyjaciół. Atakujący kiedy ją zobaczył, zaniemówił. Jego serce zaczęło bić szybciej, oddech stał się nie równomierny a oczy rozbłysły jak tysiące gwiazd. Dziewczyna się tylko uśmiechnęła a Kacper z Kamą wysyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- A gdzie jest włodi i Ola? - zwróciła się do atakującego ale ten nie był w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa...
- Spotkamy się z nimi pod klubem - odpowiedział z Maćka piechu
- yyyyy tak tak.. - powiedział Maciek, a Kama z Kacprem zaczęli się śmiać. Po 20 minutach cała 6 bawiła się już w dyskotece. Julka poszła do baru, usiadła na jednym z krzeseł i zamówiła cole. W tedy przysiadł się do niej wysoki brunet o jasnej karnacji i zielonych oczach.
- Witam piękną panią - zaczął. Mogę śmiało powiedzieć, że ten typ mi się nie spodobał, do tego był od Jusi sporo starszy.
- YYY cześć- odparła nie co nieśmiale
- Postawić ci drinka?
- Ja nie piję..
- hmm no to w takim razie czy mogę prosić do tańca? - Jusia nie chętnie ale się zgodziła. Kiedy weszli na parkiet mężczyzna przysunął ją do siebie tak mocno, że nie można by było wcisnąć pomiędzy nimi nawet kartki. Widać było zmieszanie na twarzy Julki. Zaczęli tańczyć o ile to można tak nazwać. Wyglądało to jakby ten facet miał zamiar wziąć ją na tym parkiecie bez żadnych oporów. Dziewczyna na początku się czuła nieswojo i można było to wyczytać z jej rysów twarzy, ale potem zaczęła co raz bardziej się rozluźniać. Nie dowierzałem własnym oczom. Gdzie do jasnej cholery jest
 Muzaj!? Podszedłem do niego, stał pod ścianą i przyglądał się tańczącej parze. Widać było, że aż kipiał ze złości. Po chwili podeszła do niego Kamila.
- Maciek? Gdzie jest Julka? - ten nic nie odpowiedział tylko wskazał na parkiet - o matko. Kto to?
- Nie wiem.. - odpowiedział starając się aby jego głos zabrzmiał jak najbardziej neutralnie.
- Czemu tam nie pójdziesz?
- Po co? I co bym powiedział? Odwal się od niej, bo to ja ją kocham, tylko ja mogę z nią tak tańczyć, flirtować !? - powiedział na jednym wydechu, Kamila patrzała się na niego ze zdziwieniem,
ale również zadowoleniem.(?) - Czy ja to...
- Tak powiedziałeś..ale jest jeden problem. - Maciek popatrzał na Kamę zaskoczony i smutny za razem. - Ty musisz to powiedzieć jej, a nie mnie. I atakujący znów spojrzał na tańczącą parę. Byłem strasznie zadowolony z takiego obrotu akcji.
                                                                     
    ~*~
I jak? Mi osobiście ten rozdział się w miarę podoba. A wam?
FOCH* - Fachowe Obciąganie Ch*ja. Takie nie ładne sformułowanie...no ale nie mogłam się powstrzymać :>

sobota, 4 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 12

"Jeśli nie walczysz o to, czego
 pragniesz, nie masz prawa płakać,
 że tego nie masz"


Z perspektywy Julki:

Od samego rana ciągłą gonitwa, bieganie a w domu ludzi przybywa. Przyjechała już babcia Jadzia z dziadkiem Antkiem(rodzice taty), ciocia Kasia (siostra taty) z mężem i ich 7 letnim synkiem Karolkiem. Babcia oczywiście nie chce nikogo dopuścić do kuchni mimo, że z tatą zapewnialiśmy ją że sobie poradzimy. No ale takie są babcie i za to je kochamy! Zniecierpliwiona czekałam żeby wyjąć ciasto z piekarnika. Mój ukochany makowiec więc kiedy z piekarnika wydobył się dźwięk oznaczający, że ciasto jest już gotowe byłam w siódmym niebie, ale babcia zawsze wie jak ostudzić mój zapał.
- Kochanie tym makowcem zajmę się ja, bo znając ciebie większa część niego nie doczeka nawet kolacji. Idź lepiej otwórz drzwi bo ktoś pukał.
- No dobra dobra.. - powiedziałam i spuściłam głowę. Na ten gest babcia się tylko zaczęła śmiać i zapewniła, że dostanę ten mój makowiec. Poszłam otworzyć drzwi. W nich stał mój chrzestny z rodziną. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ostatni raz widziałam go może z 6 lat temu na moich urodzinach. Od razu rzuciłam się mu na szyję, oczywiście nie omieszkałam przywitać się również z ciocią Beatą oraz Ksawerym i Ignasiem. Ostatni raz widziałam ich jak mieli niespełna roczek. Zadowolona zaprowadzałam naszych gości do salonu. Babcia o mało nie upuściła mojego drogocennego makowca gdy zobaczyła wujka. Jedynie mój tata uśmiechał się pod nosem. Wszystkim nam zrobili nie małą niespodziankę. Gdy wybiła odpowiednia godzina poszłam do swojego pokoju przygotować się do kolacji. Ubrałam czarne rajstopy do tego białą bluzkę, spódnicę przed kolano w kwiatowe wzory oraz do tego bladoróżową marynarkę no i oczywiście szpilki w kolorze nude. Włosy pokręciłam na lokówce i zrobiłam lekki makijaż. Zeszłam na dół. Wszyscy byli równie eleganccy co ja i chyba czekali tylko na mnie. Kiedy mieliśmy już zasiadać do stołu rozległo się pukanie do drzwi. Tata poszedł otworzyć. By po chwili pokazać się nam w towarzystwie blondynki. No tak, zapomniałam że Marta ma przyjść na wigilię.
- Kochani! Chciałbym wam przedstawić moja dziewczynę Martę. Wszyscy byli w niemałym szoku. A blondynka stała na środku i widać, że się nieco krępowała. Jako pierwsza z tego letargu wyrwała się babcia.
- Niech no cię obejrzę moje dziecko - podeszła do kobiety i zaczęła z nią rozmawiać. W ślady Jadwigi poszła reszta rodziny. Po wszystkim zaczęliśmy najbardziej znienawidzoną przeze mnie czynność a mianowicie składanie życzeń. Niby to takie nic ale nigdy nie wiem co powiedzieć i do każdego mam cały czas tą samą formułkę. Gdy każdy każdemu już złożył życzenia zasiedliśmy do stołu. Wszyscy śmiali się, żartowali. Marta z tego co zauważyłam, została zaakceptowana przez wszystkich. W końcu Karolek nie wytrzymał i zaczął pytać.
- Kiedy prezenty? No kiedy ?
- Karolku spokojnie, poczekaj aż wszyscy zjedzą. - upomniała syna ciocia Kasia.
- No Kasia.. nie pamiętasz jak my byliśmy dziećmi? Też czekaliśmy tylko na prezenty. Dzieciaki...! Pod choinkę marsz! - zakomenderował mój tata. Więc wszyscy zgodnie "rzucili" (bo inaczej się tego nie da nazwać) w stronę choinki. Każdy dostał jakiś drobny prezent. Ale mimo wszystko pokuszę się o stwierdzenie, że to mój był najlepszy! Dostałam złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie piłki do siatkówki skompletowany z bransoletką i do tego jeszcze jakieś pieniądze. Wszyscy byli zajęci podziwianiem swoich nowych rzeczy, lecz z tego wszystkiego wyrwał mnie głos taty, wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.
- Korzystając z okazji, że jesteśmy tu wszyscy chciał bym się zapytać wyjątkowej osoby o bardzo ważną rzecz.- i w tym momencie wyciągną z kieszeni czerwone pudełeczko i ukląkł na jedno kolano przed Martą. Wszyscy zdębieli.
- Marto, wiem że może nie znamy się długo ale jestem pewien swoich uczuć do ciebie. Gdy cię poznałem pierwszy raz od długiego czasu znów zacząłem cieszyć się życiem. Kocham cię i zadam ci jedno pytanie... Czy zostaniesz moją żoną? - po tych słowach nastała cisza, którą przerwał cichy szloch blondynki.
- Oczywiście, że tak! - i tata wsunął na jej palec pierścionek. Wszyscy zaczęli im gratulować a ja stałam jak ten słup soli. W końcu się przemogłam i także pogratulowałam świeżo upieczonym narzeczonym. Cieszyłam się ze szczęścia taty, ale mimo wszystko uważałam, że trochę się pospieszył z tą decyzją i nie jestem do końca przekonana czy ona jest dla niego odpowiednią partnerką, ale skoro ją kocha... Dalsza część wigilii minęła bez większych niespodzianek. Siedzieliśmy wszyscy przed telewizorem i oglądaliśmy Kevina. Na pasterkę nikt nie poszedł wszyscy byli zbytnio padnięci i poszli spać.

Z perspektywy Maćka:

Z samego rana pojechałem do Wrocławia. Mama kiedy mnie zobaczyła od razu rzuciła mi się na szyję i wycałowała. Poszedłem się rozpakować do mojego starego pokoju. Nic się nie zmieniło, niebieskie ściany na których wisiały różne zdjęcia, duże łóżko i pościel z robocopa, na szafkach stały puchary i medale jakie udało mi się zdobyć grając jeszcze w juniorach. Rzuciłem torbę na łóżko i podłączyłem mój już "umierający" telefon do ładowania. Na tapecie widniało zdjęcie moje i Julki. Mimowolnie uśmiech wkradł się na moją twarz, palcem przejechałem po jej twarzy. Z transu wyrwał mnie głos mamy.
- Maciusiu chodź no na dół goście przyjechali. Nie wiele myśląc odłożyłem telefon na  szafkę i zbiegłem po schodach. Na dole stała już prawie całą rodzina (co oni się zmówili, że przyjadą na raz wszyscy?) między innymi przyjechał mój kuzyn Bartek z rodzicami i moja "ukochana" ciocia Helenka siostra mamy bardzo wścibska kobieta (stara panna) no nie dziwię się pewnie każdy facet ucieka od niej jak najdalej może. Najbardziej się cieszyłem, że mogłem znów zobaczyć Bartka, odkąd pamiętam byliśmy dla siebie jak bracia, mówiliśmy sobie wszystko, rozrabialiśmy, później chodziliśmy na imprezy i zarywaliśmy do lasek ona był moim skrzydłowym a ja jego.
- No Maćku... masz już jakąś dziewczynę? W twoim wieku już powinieneś o tym pomyśleć. - zaczęła Hela
- Wiesz ciociu jak to jest...mecze, treningi, nie mam na razie czasu, ale nie musisz się o mnie martwić poradzę sobie - powiedziałem już lekko poddenerwowany. Mama zauważyła, że nie mam ochoty na dalszą dyskusję z jej siostrą więc zabrała głos.
- Maciek idźcie z Bartkiem na górę dawno się nie widzieliście. - Skinąłem tylko głową na znak zgody i pomaszerowaliśmy z kuzynem do mojego pokoju. Weszliśmy i Bartek od razu rzuciła się na łóżko.
- No to mów co to za dziewczyna.. - zdziwiłem się skąd on wie, że jest jakaś dziewczyna a tak właściwie jej nie ma.
- Coo? Jaka dziewczyna.
- Nie udawaj, widziałem twoją reakcję na słowa ciotki... wiesz w końcu trochę cię znam.
- No dobra może masz racje jest pewna dziewczyna Julka, choć tak właściwie jej nie ma. - Opowiedziałem kuzynowi całą historie jak to było z Julką.
- No stary.. walcz o nią. Historia jak z jakiejś telenoweli, ale one się zazwyczaj dobrze kończą więc..
- Fajnie tylko jest jeden problem...ona mnie nie kocha. - powiedziałem ze smutkiem w głosie.
- No tego nie wiesz i się nie dowiesz dopóki jej nie zapytasz. Duchem świętym nie jesteś, więc tego w stanie przewidzieć nie jesteś. Uwierz mi stary. Czy ja cie kiedyś zawiodłem? - Zapytał
- No nie..- I widzisz - uśmiechnął się - chce być świadkiem na ślubie - zaczęliśmy się śmiać. Dalsza część rozmowy upłynęła nam na gadaniu o głupotach jak za dawnych czasów. W końcu mama weszła do pokoju i kazała się nam szykować na kolację. Standardowo ubrałem się w garnitur. Wigilia przebiegła w miłej atmosferze. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak obżarłem. Po wieczerzy jak co roku oglądaliśmy Kevina. O godzinie 24 wszyscy poszliśmy na pasterkę. Noc była piękna i gwieździsta. W kościele prawie usnąłem byłem wykończony więc gdy po mszy przyszliśmy do domu od razu udałem się do pokoju i położyłem się spać.


***

Z perspektywy Julki:


31 grudnia... sylwester !!!Sylwek będzie u Wojtka.. przyjdzie cała Skra i jeszcze paru innych znajomych przyjmującego. Zapowiada się świetna zabawa. Z Kamą już od 3 tygodni mamy kupione sukienki, nie mogłam się doczekać. Nagle rozbrzmiał się dzwonek mojego telefonu.
- Halo? - zapytałam niepewnie gdyż dzwonił do mnie nieznany numer.
- Hi Julia, It's me Facu - odpowiedział
- O cześć... coś się stało? - zapytałam również po angielsku.
- Nie.. to znaczy chciałem się tylko zapytać czy idziesz może z kimś na Sylwestra do Wojtka?
- No w sumie to idę sama.. - nie dane mi było dokończyć zdania
- To świetnie! Może zechciała byś pójść ze mną? - zapytał, trochę zdziwiła mnie jego propozycja ale z chęcią na nią przystałam.
- No dobra! To przyjedź po mnie o 19:40 pasuje?
- Tak jasne, do zobaczenia. -  i rozłączył się. Tata spędza dzisiaj sylwestra z Martą więc nie muszę się martwić, że zostanie sam w domu. Jako, że na zegarze widniała dopiero godzina 16:00 postanowiłam jeszcze zrobić sobie kanapki, bo mój brzuch domagał się jedzenia. Podczas robienia kanapek zadzwoniła do mnie jeszcze Kamila, pogadałyśmy chwilkę...o ile można to nazwać chwilką. Tak się zagadałyśmy, że zapomniałyśmy o otaczającym nas świecie i kiedy się zorientowałam, która jest godzina zaczęłam panikować a Kama ze mną. Do przyjazdu Facundo miałam tylko 40 minut! Szybko pobiegłam do łazienki, błyskawiczny prysznic,włosy, z którymi za bardzo nie miałam co zrobić z powodu braku czasu lekko pofalowałam i zostawiłam rozpuszczone, makijaż, dzisiaj postanowiłam postawić na nieco mocniejszy. Jak to mówią...jak się bawić to się bawić, drzwi wyjebać nowe wstawić! i oczywiście moja nowa sukienka..obcisła mała czarna do połowy ud, z plecami całymi z koronki i do tego długie rękawy również z koronki. I najbardziej znienawidzone przeze mnie szpilki były czerwone, tak jak z resztą mała kopertówka. Zapytacie się, dlaczego znienawidzone? A toż to dla tego, że zawsze byłam typem chłopczycy, jakieś 2 lata temu przekonałam się do noszenia sukienek i malowania się. No ale coś z tej chłopczycy zostało. Sukienki noszę tylko w tedy kiedy muszę (no ale to i tak postęp) a szpilki no cóż zdecydowanie wolę trampki, te "szczudła" są cholernie nie wygodne no ale przy tej bandzie dwumetrowców innego wyjścia nie miałam. No ale wracając, kiedy skończyłam efekt był zadowalający i idealnie wyrobiłam się w czasie, bo akurat kiedy skończyłam Argentyńczyk wysłał mi SMS-a że już na mnie czeka. Zbiegłam na dół ucałowałam tatę i również życzyłam mu udanej zabawy, zarzuciłam na siebie płaszcz i wybiegłam z domu. Przed samochodem czekał już na mnie Conte. Jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi, a potem sam wsiadł do auta.
- Wyglądasz pięknie, wiesz? - powiedział
- Nic specjalnego, ale dziękuję - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko do niego.
Już bez zbędnych rozmów ruszyliśmy w drogę do mieszkania przyjmującego. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Facundo zaparkował, wyszedł a samochodu, otwarł mi drzwi i pomógł wysiąść. Zamknął auto i ruszyliśmy do mieszkania Włodiego. Na odpowiednie piętro wjechaliśmy windą. Conte zapukał do mieszkania, po chwili otworzył nam roześmiany Włodarczyk, jego mina wyglądała przekomicznie kiedy zobaczył mnie z przyjmującym. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy wpuścił nas do mieszkania. Nie mam pojęcia czy my byliśmy spóźnieni, czy to może impreza zaczęła się szybciej, bo z tego co zauważyłam, wszyscy już się świetnie bawili. Kiedy zauważyli mnie w towarzystwie Facundo ich miny można by było porównać do miny  Wojtka. Na prawdę, nie mam pojęcia co w tym takiego szokującego. Napotkałam się z zabójczym spojrzeniem Kamili, co nie wróżyło nic dobrego!
- Dziewczyno, ty przyszłaś z Facundo  - powiedziała z wyrzutem moja przyjaciółka
- No tak.. co w tym takiego dziwnego?
- A co z Maćkiem?!
- Kama już ci mówiłam...mnie i Maćka nigdy nie było i nigdy nie będzie. A o Conte nie masz się co martwić...to tylko kolega.
Poszłam do kuchni zrobić sobie drinka, no niby jeszcze tych 18 lat nie mam ale to tylko parę miesięcy... Po wypiciu trunku na "parkiet" porwał mnie mój towarzysz. Trzeba przyznać, że ruszać to on się umie. Potem już przechodziłam jak to się mówi z rąk do rąk. Winiarski, Kacper, szampon, Wojtek, Uriarte... no długo by wymieniać. W skrócie. zatańczyłam z całą drużyną.. no prawie całą. Z wszystkimi oprócz Maćka. Znalazłam go w kuchni, nic nie mówiąc wyrwałam mu z reki trzymaną przez niego szklankę z piwem i pociągnęłam go na parkiet. Akurat kiedy zaczęliśmy tańczyć z głośników popłynęła wolna piosenka. Atakujący nie wiele myśląc przysunął mnie do siebie. Kołysaliśmy się w rytm piosenki i patrzeliśmy sobie w oczy. W pewnym momencie zauważyłam, że jego twarz niebezpiecznie przybliża się do mojej. Kiedy nasze usta dzieliły milimetry poczułam jak po ręce sączy mi się coś mokrego. Wyrwałam się z objęć Muzaja, żeby zobaczyć co się dzieje. Jak się okazało, Winiar był już tak wstawiony, że potknął się i wylał zawartość swojego kieliszka prosto na moja rękę. "Michale Winiarski. Dzięki za uratowanie dupy!" Zmęczona po wygibasach z tymi wielkoludami usiadłam na kanapę. Mój spokój nie potrwał długo gdyż przysiadła się do mnie Kama.
- No kochanie co to było? - zapytała z tym swoim uśmieszkiem na ustach.
- Ale, że niby co?
- Nie udawaj. Ten twój taniec- wzięła to słowo w tak zwane króliczki - z Muzajem
- Kamila..przestań. Winiar uratował mnie przed błędem wszech czasów. I nie zaczynaj, lepiej chodź się napić. - zarządziłam.  Jak powiedziałam tak zrobiłyśmy. Wypiłyśmy kilka głębszych i dalej wirowałyśmy na parkiecie. Zabawę przerwał Włodarczyk.
- EJ ! Słuchać moczymordy! 5 minut do północy! Zabierać dupy w troki i przed blok!
Wszyscy bez wyjątku posłuchali słów Włodarczyka i zeszli na dół, oczywiście z szampanami w rękach. I odliczanie.
- 10
- 9
- 8
- 7
- 6
Krzyczeliśmy wszyscy jak jacyś nienormalni
- 5
- 4
- 3
- 2
- 1
- SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
Wszyscy zaczęli skakać, pić i składać sobie życzenia. Nagle poczułam jakiś ciepły oddech na szyi.
- Szczęśliwego Nowego Roku księżniczko - powiedział prawie szeptem głos. Od razu rozpoznałam, że to Muzaj... tylko on mówił do mnie księżniczko. Odwróciłam się do niego i patrząc mu głęboko w oczy
- Szczęśliwego Nowego Roku Maciuś - uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam w atakującego.


                                                                           ~*~
Przepraszam !! Wiem zawaliłam z rozdziałem na maxa! Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie!
Totalny barak czasu, święta, nie wyrabiam.
A tak teraz z całkiem innej beczki... WESOŁYCH ŚWIĄT WAM WSZYSTKIM ŻYCZĘ KOCHANI :**