poniedziałek, 12 października 2015

EPILOG

Wszyscy stoją na cmentarzu ubrani na czarno. Tata stara się być silny, ale w głębi serca płacze jak małe dziecko. Dobrze, że jest przy nim Marta, kobieta stara się go jakoś pocieszyć i być przy nim. Maciek. Boże Maciek. On nie kryje się z niczym, jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Od czasu mojej śmierci, ani razu nie pojawił się na treningu. Nie rozmawia z nikim, jedynymi osobami, z którymi  zamieni parę zdań są Kamila i Kacper. Stoję koło niego, ale on mnie nie widzi. Przejeżdżam dłonie po jego policzku a on odruchowo łapie się za niego. Nie mogę uwierzyć, że mnie nie widzi, nie czuje. Stoję wpatrzona w niego jak w obrazek, obserwuję każdy jego ruch.
- O tu jesteś! – z zamyślenia wyrywa mnie czyjś głos (?) Odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Kuby.
- Kuba? Ale…
- No chodź bo się spóźnimy! – powiedział przejęty
- Gdzie?
- No jak to gdzie? – zapytał – na mecz! Przecież nie opuściłaś, żadnego mojego meczu!
- Ale, ja nie mogę ich zostawić! Nie mogę zostawić JEGO… - powiedziałam, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Spokojnie, na razie jest zrozpaczony, ale pomogą mu Kamila i Kacper. Pozna kogoś i będzie szczęśliwy, ale nigdy nie zapomni o tobie. W każdą rocznice, święto, będzie cię odwiedzał.
- Ale skąd ty to wiesz?- zapytałam zdziwiona
- Wiem, chodź idziemy, nie chcemy się spóźnić prawda? – pokiwałam tylko twierdząco głową ostatni raz rzuciłam spojrzenia na Tatę, Martę, Kamilę, Kacpra no i JEGO. Pocałowałam go ten ostatni raz i ruszyłam za Popiwczakiem.

- Spokojnie mała, Miłość pomoże mu powstać, tak jak kiedyś pomogła tobie. – uśmiechnął się tylko i pobiegliśmy na halę, żeby nie spóźnić się na niebiański mecz. 


                                                                 ~*~
To już koniec historii Julki i Maćka. Przepraszam za każdy błąd, brak przecinka, za każdy spóźniony rozdział. Ta historia to moje pierwsze opowiadanie i strasznie się do niego przywiązałam, wiem, że nie było ono może mistrzostwem świata, ale to jest moje pierwsze "dziecko" :) i strasznie sie do niego przywiązałam. Dziękuję wam mordki za każdy komentarz, wyświetlenie, za to że byliście, czytaliście!!!
Nie jestem dobra w takich zakończeniach...W każdym razie DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO!!! :*

Zapraszam tu!!:D straceni przez los, uratowani przez serce

piątek, 14 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 21


               
 jio                       KAŻDY CZYTA NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!


"Życie bez nadziei to rzecz straszna"



Co byś zrobił gdybyś się dowiedział, że ukochana osoba jest śmiertelnie chora? Co byś zrobił gdybyś się dowiedział, że nie ma dla niej ratunku? Co byś zrobił gdybyś ją stracił? Zapewne byłby to najgorszy dzień w twoim życiu. Dawne plany na przyszłość, marzenia związane z wami zmieniają się w jedno największe pragnienie które brzmiałoby tak „BOŻE JEŚLI ISTNIEJESZ NIE ZABIERAJ MI JEJ”. Nazywam się Maciej Muzaj i właśnie tracę najważniejsza osobę w moim życiu.



- Idź się umyć i jedziemy, tak być nie może.
Nie rozumiałam o co chodzi Kamili, ale zrobiłem to co mówiła. Po 20 minutach byłem gotowy do wyjścia. Procenty jeszcze szumiały mi w głowie, ale nie było tak źle.
Szybko zrobiłem to co mówiła Kama, po chwili siedzieliśmy już w jej samochodzie. Byłem strasznie zdenerwowany i chciałem się dowiedzieć gdzie jedziemy ale dziewczyna nic nie chciała powiedzieć. Cały się trzęsłem a droga dłużyła mi się niemiłosiernie.
W końcu Kama zatrzymała się. Wysiadłem z auta i kiedy zobaczyłem szpital nogi się pode mną ugięły. Tysiące różnych myśli przeszło mi po głowie.
- Kurwa Kama co tu się dzieje?! – krzyknąłem zrozpaczony, ale dziewczyna nawet nie zareagowała. Szła w stronę budynku. Nie odwróciła się nawet. Wsiedliśmy do windy a ona nacisnęła przycisk z numerkiem „2”. Stałem tam jakby czekając na wyrok. Kiedy drzwi windy się otworzyły dziewczyna szybkim tempem opuściła pomieszczenie. Szybko wybiegłem za nią i próbowałem dotrzymać jej kroku. W pewnym momencie dziewczyna zatrzymała się pod drzwiami jednej z sal i dając mi wcześniej znak ręką abym poczekał weszła do środka.
- Julson ja cie strasznie przepraszam, ale tak być nie może… oboje strasznie cierpicie osobno…daj mu być przy sobie. – powiedziała Kama po czym wychyliła się i gestem ręki nakazała mi wejść do pomieszczenia. To co zobaczyłem wstrząsnęło mną. Łzy cisnęły mi się do oczu a ja z całych sił starałem się je zatrzymać. Uczucie nie do opisania. Kiedy zobaczyłem JĄ podłączona do tych wszystkich kabelków zamarłem.
- Wyjaśnijcie sobie wszystko a ja poczekam na korytarzu – powiedziała Kama i wyszła
Ja dalej stałem jak słup soli.
- Może usiądziesz…- powiedziała niepewnie i dłonią wskazała na krzesło obok łóżka. Zrobiłem to o co poprosiła mnie dziewczyna…
- Maciek – zaczęła – Ten list…
- Wiem księżniczko, wiem że to nie prawda.
- Bo chodzi o to, że… Mam raka Maciek – Kiedy usłyszałem to wpadłem w szał kopnąłem w krzesło zrzuciłem wszystko ze stolika nocnego i pięścią zacząłem walić w ścianę. Do Sali od razu wparowała Kamila stała w drzwiach. Opadłem na łóżko na którym siedziała Julka i zacząłem płakać. Dziewczyna od razu przytuliła mnie do siebie i szeptała do ucha.
- Błagam, nie płacz kochanie…zrób to dla mnie. – Siedzieliśmy tak w ciszy dobre 15 minut w końcu postanowiłem ją przerwać
- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? – zapytałem
- Myślałam, że tak będzie lepiej, że nie będziesz tak cierpiał. – powiedziała skruszona
- Ale Julka do cholery jasnej…ja nie będę cierpiał…ROZUMIESZ?! NIE BĘDĘ!! Wiesz dlaczego? – zapytałem a ona tylko pokręciła przecząco głową –Bo ty przeżyjesz. Będziesz walczyć – mówiłem coraz bardziej drżącym głosem. – Nie dam ci odejść, wygrasz z tym cholerstwem. – Oboje płakaliśmy jak dzieci.
- Maciek, ale ty nie wiesz wszystkiego. Guz jest nieoperacyjny i do tego cholernie złośliwy. Mam 19% szans…
- Jusia ale to jednak 19 a nie 5…
- Tyle, że 81% nie wychodzi z tego a to zdecydowana większość, będę walczyć, dla nas ale musisz się liczyć z tym że nawet najszczersze chęci niekiedy nie wystarczą.

3 tygodnie później (narracja…yyy no ten teges)


Maciek odwiedzał Julkę codziennie, bywało że zostawał w szpitalu na noc żeby tylko nic się jej nie stało pod jego nieobecność. Wyniki dziewczyny były coraz gorsze, ale on nie tracił nadziei, nie dopuszczał do siebie myśli, że jego ukochana odchodzi na jego oczach. Opuszczał treningi, mecze, sparingi. Trener znał jego sytuacje i był bardzo wyrozumiały ale jak każdy miał jakieś granice i stawiał Maćkowi różne warunki które on niechętnie wykonywał tylko ze względu na Kamilę i Kacpra którzy truli mu głowę. Muzaj nic nie jadł nie pił a jego myśli ograniczały się do tego co z Julką. Tego dnia tez przyszedł.

DOBRA…WRACAMY DO MUZAJA!

Jak co dnia pojechałem do szpitala po drodze zabrałem ze sobą Kamilę która również chciała odwiedzić Jusię. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu i kupiliśmy księżniczce owoce i soki. Kiedy stanęliśmy pod salą upuściłem wszystko co miałem w rękach. Słychać było tylko krzyki lekarzy i pielęgniarek.
- DEFIBRYLATOR!! SZYBKO!TRACIMY JĄ!



                                                                                ~*~
Mordki przepraszam was strasznie! Wiem nawaliłam! Nie przypuszczałam, że w te wakacje będę w domu tylko przez tydzień. A internet…szkoda gadać jak w ogóle był to przerywał okropnie, więc nie było mowy o napisaniu rozdziału! WYBACZCIE! A co do rozdziału to no następny EPILOG…Nie wierzę, że to już. Dobra smęty będą pod EPILOGIEM.. I muszę powiedzieć wam że mam 3 opcje zakończenia opowiadania i nadal waham się jaką wybrać. No cóż…niezdecydowanie moją naturą. Jeszcze raz was przepraszam! L
+ ZAPRASZAM NA MOJEGO NOWEGO BLOGA!!!


czwartek, 25 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 20

" Życie bywa kapryśne,
  nie zawsze zwycięża ten,
 kto ma rację"

Życie jest bardzo niesprawiedliwe, jednym daje nadzieje, a drugim ją zabiera. Czasem wydaje nam się, że już wystarczająco dużo przykrości nam się w życiu przytrafiło, że to już jest koniec i teraz będzie co raz lepiej. Nic bardziej mylnego. Życie jest nieprzewidywalne, pisze różne scenariusze. Kiedy wydaje nam się, że wychodzimy na prostą wszytko jeszcze bardziej się sypie. Często układamy w głowie plany co do naszej przyszłości, wiążemy je z poszczególnymi osobami, ale przecież Ludzie przychodzą i odchodzą. Czasem zostają kilka sekund, może minut, czasem kilka dni, lub miesięcy, może lata. Ale zawsze odchodzą. Tak na prawdę nie da się ułożyć idealnego planu na życie, ono go i tak zweryfikuje, a my musimy z pokorą przyjąć to co zgotował dla nas los.


Z perspektywy Maćka

Julka się nie odzywała od dwóch dni, więc postanowiłem po porannym treningu ją odwiedzić. Wiem, że nie ma za bardzo czasu, bo niby matura w tym roku, ale dla swojego chłopaka powinna znaleźć chwilkę. Siedziałem w szatni kiedy do pomieszczenia wszedł Piechocki.
- Siema stary - przywitałem się z libero
- Siema - odpowiedział - co robisz po treningu?
- Aaa pomyślałem sobie, że odwiedzę Julkę
- Właśnie kazała przekazać ci to, otwórz po treningu. - i podał mi białą kopertę. Zdziwiłem się. Niby czemu nie mogła mi o tym powiedzieć normalnie? Nie zastanawiałem się nad tym długo. Przebrałem się w strój treningowy i pobiegłem na halę. Miguel zrobił nam strasznie ciężki trening! Ledwo po nim doczłapaliśmy się do szatni przebrałem się i chciałem jak najszybciej wyjść i jechać do mojej księżniczki ale kiedy wychodziłem Kacper chwycił mnie za rękę, dziwiłem się.
- Zanim do niej pojedziesz, przeczytaj list. - Po czym odwrócił się i poszedł pod prysznic. Co takiego mogło być w tym liście? Cały czas mnie to zastanawiało. Piechu był strasznie poważny więc zaczynałem się powoli bać. Postanowiłem, że pojadę do domu i na spokojnie przeczytam zawartość koperty. Po 20 minutach siedziałem już w swoim mieszkaniu. Usiadłem na kanapie i wziąłem się za otwieranie koperty. W środku znajdował się list, od razu zacząłem czytać

                     "Maciek, nie myśl, że byłam kolejną laską lecąca na siatkarza, 
                       sam wiesz, że to nie prawda. Kochałam cię całym sercem, dalej 
                       kocham, ale to nie ma prawa bytu. Jesteśmy z dwóch różnych
                       światów. Potrzebujesz dziewczyny, która da ci szczęście, rodzinę 
                       dom do którego będziesz chciał wracać, dzieci. Dla mnie to jeszcze 
                       za szybko. Wyjeżdżam Maciek. Dostałam propozycje od świetnej uczelni.
                       Maturę napiszę już w tamtejszym liceum. Nie pytaj gdzie to jest, nikt i tak 
                       ci nie powie. Nie załamuj się, to nie jest tego warte. Łączyło nas 
                       uczucie. Ono z mojej strony było jak najbardziej prawdziwe, ale musimy
                       być realistami Maciek, to by nie wyszło, lepiej jest to skończyć teraz                                               niż to miało by się rozpaść później, raniąc jeszcze bardziej. Zapomnij
                       o mnie, zapomnij o wspólnych chwilach, zapomnij o nas. Płacze pisząc                                       ten list, bo wiem, że już nigdy więcej nie będzie dane się nam spotkać, nigdy nie                                  poczuje smaku twoich ust, nigdy więcej nie wzniesiemy się razem na szczyty 
                         rozkoszy, nigdy więcej nie obejmiesz mnie swoimi ramionami, nigdy nie 
                        poczuję się bezpieczna. NIGDY WIĘCEJ. Wiem, że to co teraz pisze nie trzyma
                        się kupy. Kocham cie! Kocham cię! Kocham cię! Ale tak będzie lepiej
                        dla nas obojga, jeśli kiedykolwiek mnie kochałeś, nie będziesz mnie szukać, 
                        nie będziesz pytać o nic Kacpra ani Kamilę. Zapomnisz, wymażesz z pamięci. 

                                                                                                     Kocham cię i kochać będę 
                                                                                                            twoja Księżniczka. 

Przeczytałem list i nie wierzyłem w to. Ona mnie zostawiła. Łzy mimowolnie cisnęły mi się do oczu. Moja Julka, księżniczka. Wytłumaczyła w liście dla czego ale ja i tak tego nie pojmuję. Nie proponowałem jej ślubu już jutro, nie kazałem do siebie wprowadzać, nie zabraniałem się uczyć, a mimo to ona mnie zostawiła. Nie mogłem dopuścić do siebie tej wiadomości. Kocham ją cholernie mocno, dla tego tak jak prosiła, nie będę jej szukał. Poszedłem do barku po coś mocniejszego. Wyciągnąłem "Finlandię" i wypiłem parę łyków. Nie potrzebowałem kieliszka. Siedziałem na kanapie użalając się nad sobą i płacząc na przemian kiedy usłyszałem szczęk kluczy w zamku a moim oczom ukazał się Piechu. Cholera, że dałem mu klucze.  
- Stary, tak mi przykro.
- Zoostafila mnie - powiedziałem bełkocząc -Mmm..oja Juuleczka najkochańsza.
- Muzaj ale odstaw tą butelkę to ci w niczym nie pomoże, problemów nie rozwiąże,  tylko może pogorszyć jeszcze sprawę! Kurwa co powiesz Falasce?
-  Nic....a n..iech mje wywali. W dupie t..to mam. Tak!

Perspektywa Kacpra:

Kiedy zobaczyłem w jakim stanie jest Maciek, zacząłem żałować, że obiecaliśmy Julce nic mu nie mówić. Powinien wiedzieć, że najważniejsza dla niego osoba walczy teraz o życie. Powinien być przy niej a nie leżeć półprzytomny na kanapie. Nie wiedziałem co zrobić, więc zadzwoniłem do Kamy.
- Cześć kochanie, jesteś w szpitalu?
- Tak, a co się stało?
- Maciek przeczytał list, jest załamany i półprzytomny - powiedziałem
- Jak to półprzytomny?! - wrzasnęła Kamila
- Wypił cała butelkę czystej. Kamila, źle zrobiliśmy zgadzając się na ten poraniony pomysł. On powinien być przy niej, dawać jej nadzieję a nie upijać, a ona powinna mieć w nim wsparcie.
- Kacper ja już nie wiem co robić... Połóż go spać i idź do domu się ogarnąć, za półtorej godziny masz trening. Wytłumacz go jakoś przed trenerem.
- Postaram się. Pozdrów Julkę.
Zakończyłem połączenie. Kiedy odwróciłem się w stronę atakującego, ten już smacznie spał na kanapie. Przykryłem go tylko jakimś kocem i wyszedłem z mieszkania. Ciągle myślałem o tym, czemu ta dwójka nie może być w końcu szczęśliwa? Żadne z nich nie zasłużyło na to co ich spotyka.

Wracamy do Maćka


Ze snu obudził mnie kobiecy głos, na początku nie chciałem otwierać oczu, chciałem myśleć, że to Julka, że wróciła i że to był zwykły sen, niestety. myliłem się.
- Kama? Co ty tutaj robisz? - zapytałem zdezorientowany.
- Idź się umyć i jedziemy, tak być nie może.



                                                                          ~*~
No to ten teges, tak się porobiło... Jeszcze tylko 1 rozdział i Epilog... :( Mam nadzieję, że te wypociny u góry chociaż trochę się wam spodobają, bo ja nie jestem zbytnio zadowolona...




piątek, 19 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 19

"Zawsze narzekamy, że życie jest
  takie krótkie, a zachowujemy
  się jakby nie miało końca"

- Niestety nie mam dobrych wieści.
- Jak to? Co się dzieje? Powie mi pan w końcu?
- Pani Julio, ma pani guza w mózgu. Do tego, ze zdjęcia wynika, że jest on nieoperacyjny ale to jest wstępna diagnoza, musimy panią poddać bardziej szczegółowym badaniom. - Słowa wypowiedziane przez lekarza nie dochodziły do mnie. To musiała być jakaś cholerna pomyłka!

- Ja nie mogę mieć raka! Słyszy pan! Ja mam 18 lat i całe życie! Do cholery jasnej, musiała to być jakaś pomyłka! - krzyczałam i płakałam jednocześnie. Nie mogłam uwierzyć w to czego się przed chwilą dowiedziałam. 
- Pani Julio ja zapewniam panią, że nie popełniono błędu. Teraz musimy sprawdzić czy aby na pewno guz jest nieoperacyjny. Proszę teraz iść do domu i zgłosić się do nas jutro z samego rana. - Popatrzyłam jeszcze tylko na lekarza i wybiegłam z gabinetu trzaskając drzwiami. Kiedy Kamila zobaczyła mnie całą zapłakaną i roztrzęsioną od razu do mnie podbiegła. 
- Jezu Juliś co oni ci powiedzieli? Co się dzieje? - zapytała a ja wybuchłam jeszcze większym płaczem - mów do cholery- powiedziała zrozpaczona.
- Kama...ja...ja...mam raka mózgu - powiedziałam łkając - po minie Kamili widać było ze ta wiadomość nią mocno wstrząsnęła 
- Ale jak to? - zapytała ze łzami w oczach - Nie Julka to nie może być prawda! - Zaczęła krzyczeć Obie byłyśmy zrozpaczone. Kiedy Kamila trochę się uspokoiła postanowiłyśmy, że zawiezie mnie do domu. 


Kiedy dotarłyśmy do domu, nikogo jeszcze nie było, ani taty ani Marty. Zastanawiałam się jak on to przyjmie. Najpierw mama, teraz ja. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Kamy.
- Julka...wiesz, że musisz powiedzieć o tym Maćkowi.
- On się nie dowie - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Jak to się nie dowie?  Co ty pieprzysz?
- Normalnie. Nikt mu nic nie powie.
- Ale wiesz, że prędzej czy później on zauważy, że coś jest nie tak i wszystko się wyda - powiedziała dziewczyna
- Nie dowie się, bo z nim zerwę. - powiedziałam płacząc - nie chcę, żeby patrzał na mnie jak..jak ja...no wiesz... Doktor powiedział, że guz jest nieoperacyjny. On na to nie zasługuje.
- Ty też nie zasługujesz na to wszystko - powiedziała Kamila szeptem. Obie płakałyśmy strasznie długo. Przyjaciółka próbowała mnie jeszcze przekonać, że mam powiedzieć Muzajowi o tym wszystkim i że wszystko na pewno będzie dobrze. Ale słowa lekarza dla mnie zabrzmiały jak wyrok. Rak i to jeszcze nieoperacyjny. Moje szanse na przeżycie z mojej perspektywy były niemal równe zeru.  Siedziałyśmy przytulone do siebie na kanapie obie miałyśmy podpuchnięte i czerwone oczy od płaczu. W końcu zorientowałyśmy się, że w salonie stoi tata z Martą. Patrzeli na nas przestraszeni i zdziwieni. Ojciec pytał co się stało a ja szlochając opowiedziałam mu o wizycie u lekarza i jego diagnozie. Tata też nie skrywał emocji, ryczał jak małe dziecko. W oczach jego dziewczyny też na chwile zagościły łzy. Wszyscy mieliśmy na dzisiaj dość. Pod pretekstem zmęczenia wygoniłam Kamile do domu. Wiem, że to nie ładnie, ale widziałam jaka była wykończona, jej też przydał by się odpoczynek. Sama udałam się do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Długo myślałam o wszystkim. Słyszałam płacz taty i pocieszającą go Martę. Boże...czym ja sobie na to zasłużyłam.

Po śniadaniu tata zawiózł mnie do szpitala, chciał wziąć sobie wolne, ale nie pozwoliłam mu. Zadręczał by się tym wszystkim jeszcze bardziej. Kamila obiecała, że przed południowym treningiem chłopaków odwiedzi mnie razem z Kacprem. Po chwili zobaczyłam jak drzwi od sali się otwierają. Stała w nich wcześniej wymieniona dwójka. Kamila od razu do mnie podbiegła.
- Jejku kochana jak się czujesz? - a ja tylko wzruszyłam ramionami
- Julson, przykro mi na prawdę - odezwał się Piechu
- Nie potrzebnie, nie przejmuj się - opowiedziałam i próbowałam się uśmiechnąć ale na mojej twarzy pojawił się dziwny grymas.
- Mam do ciebie Kacper prośbę, przekaż ten list Maćkowi
- Julka...
- Nie Kacper, podjęłam decyzję i Maciek się o niczym nie dowie. Proszę was, powiedzcie mu, że wyjechałam na wymianę do jakiejś innej szkoły i że to była dla mnie szansa. - Popatrzyłam na nich, ale żadne się nie odezwało. - Proszę was - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Dobrze.


                                                                       ~*~
No to ten teges... Oddaje kolejny w wasze łapki! :D Tylko nie bijcie! Wiem jestem straszna ale cóż, bywa :>
A z innej beczki, nasze chłopaki przegrały z USA, ale nie martwimy się! Orzełki dokopią im następnym razem ! :D









poniedziałek, 8 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 18


"A kiedy nie ma już nadziei,
  czas staje się karą."


Chłopak był załamany po meczu, nie chciałam go zostawiać samego w takim stanie. Wysłałam tylko dwa sms-y. Jednego przyjaciółce o treści :"jak by co to jestem u ciebie", a drugiego tacie, że jestem u Kamili. Razem z atakującym udaliśmy się do jego samochodu. Po 20 minutach drogi byliśmy już w mieszkaniu Maćka. Muzaj poszedł się szybko umyć, a potem ja zajęłam łazienkę. Siedzieliśmy przytuleni do siebie na kanapie i oglądaliśmy jakieś badziewie, które leciało w telewizji.
- Dziękuję ci księżniczko, że jesteś. - powiedział Maciek, spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki
-  Jestem i zawsze będę. - odpowiedziałam a atakujący wpił się w moje usta z zachłannością, nasze języki toczyły walkę. Muzaj zaczął ściągać mi koszulkę a ja nie pozostawałam mu dłużna...kierowaliśmy się w kierunku sypialni atakującego. Po drodze uderzaliśmy o wszystko o co tylko można było. W końcu poczułam pod sobą miękki materac. Szybko pozbyliśmy się spodni. Tej nocy praktycznie nie spaliśmy. Rano obudził nas telefon Muzaja, ktoś usilnie próbował się do niego dodzwonić. Po kilku sygnałach Maciek odebrał telefon.
- Czego?! - zapytał 
-.............
- O cholera już biegnę! - zakończył połączenie i zaczął się ubierać. 
- Co się stało? - spytałam 
- Zaspaliśmy, trening mam za 15 minut! A ty na która do szkoły ?!
- Dzisiaj odpuszczę sobie. Powiem, że się czymś zatrułam.
- To masz klucze, zamknij mieszkanie i jak byś mogła daj sąsiadowi z naprzeciwka - powiedział, wpił się w moje usta i wybiegł z mieszkania. Tyle go widziałam. Pozbierałam swoje rzeczy i szybko ogarnęłam. Tak jak prosił Maciek zamknęłam dom a klucze zaniosłam sąsiadowi. Pan Kazik okazał się bardzo miły. Porozmawialiśmy chwilkę po czym stwierdziłam, że muszę iść. Oczywiście sąsiad Muzaja stwierdził, że muszę kiedyś go odwiedzić. Pożegnałam się grzecznie ze starszym panem ale nie poszłam do domu, przecież miałam być w "szkole". Napisałam sms-a Kamili, żeby w szkole wszystkim mówiła, że się czymś zatrułam. Po chwili jednak przyszła odpowiedź, że Kamy nie ma w szkole, bo się przeziębiła. Ucieszyłam się, bo już wiedziałam gdzie pójdę! Odpisałam dziewczynie, że będę za 20 minut. Spacerkiem ruszyłam do domu przyjaciółki. Po kilkudziesięciu minutach byłam już pod jej domem. Zapukałam i usłyszałam głośne "proszę" Weszłam do domu przyjaciółki i zobaczyłam ją pod kocem s paczką chusteczek. Jednym słowem nie wyglądała zbyt dobrze. Usiadłam na fotelu na przeciwko niej. Kama jak to Kama od razu zaczęła mnie wypytywać o wszystko.
- No to jak Julson opowiadaj!
- Ale co ja mam ci mówić? Był trochę załamany po przegranym meczu i poprosił mnie, żebym do niego pojechała. To tyle.
- Tyle? Wiesz co? Mogłabyś mi nie kłamać w żywe oczy! Spaliście ze sobą.
- No spaliśmy... to właśnie robi się w nocy - drażniłam się nieco z przyjaciółką.
- Wiesz o co mi chodzi. - powiedziała Kamila
- No widzisz... jednak nie wiem. - widziałam jak przyjaciółka denerwuje się co raz bardziej.
- Boże ale ty ciemna jesteś... Uprawialiście sex?! - w końcu zdenerwowana wyrzuciła z siebie a ja się lekko zaczerwieniłam i spuściłam wzrok. - OOOOO MATKO! WY NO I JAK BYŁO? - Kamila zalała mnie lawina pytań na które dopowiadałam raczej zdawkowo.
- Dobra Kamila, miło się gadało, ale ja muszę lecieć na trening. - i wstałam z fotela, niestety od razu na niego upadłam, bo znów zakręciło mi się w głowie.
- Boże, Julka...
- Spokojnie Kama, nic mi nie jest - próbowałam uspokoić przyjaciółkę
- Zbieraj się, jedziemy do lekarza. Tak być nie może. Ty już masz takie zawroty od jakiegoś miesiąca, dziewczyno!
- Spokojnie, pójdę do lekarza. A ty jesteś chora. Siedź na dupie w domu.
- Nie, mówisz tak od dawna i nic z tym nie robisz... zbieraj się jedziemy.
Wolałam już nie dyskutować z nią. Tak jak kazała zebrałyśmy się i wsiadłyśmy do samochodu mamy Kamili. (tak Kama zrobiła prawko) Po 30 minutach byłyśmy w szpitalu czekałyśmy trochę na moją kolej aż doktor w końcu wezwał mnie do gabinetu. Powiedziałam mu o objawach a ten od razu wysłał mnie na przeróżne badania. Wyniki miałyśmy poznać za jakiś 2 godziny. Poszłyśmy w tym czasie z dziewczyną do jakiejś pizzerii na obiad. Rozmawiałyśmy dość długo, aż w końcu nadeszła pora odebrania wyników. Oczywiście marudziłam Kamili, że nie potrzebnie traciłyśmy czas, że to tylko z przemęczenia i wszystko będzie dobrze. Kiedy przyjechałyśmy do szpitala doktor od razu poprosił mnie do swojego gabinetu. Pan Maroń (bo tak się nazywał lekarz) kazał mi zająć miejsce na przeciwko siebie. Nie miał zbyt wesołej miny.
- Panie doktorze...to jak? Wszystko dobrze mogę już iść? - Zapytałam ale doktor podał mi jakiś stos kartek. Nic nie mówiąc wyciągnął zdjęcie z tomografu i przyczepił je na specjalnym podświetlanym czymś(?) - dowiem się w końcu co się dzieje? - zapytałam już nie co zdenerwowana.
- Niestety nie mam dobrych wieści.
- Jak to? Co się dzieje? Powie mi pan w końcu?
- Pani Julio........



                                                                              ~*~
No to ten teges... oddaje w wasze ręce kolejny rozdział, stwierdziłam, że trochę namieszam i chyba mi się udało, prawda? Rozdział nie powala długością za co przepraszam.  No ale nie ubłaganie zbliżamy się do końca opowiadania, no jeszcze parę rozdziałów przed nami, ale już mam pomysł na epilog. No ale na razie nie wybiegając zbytnio w przyszłość... łapcie 18 rozdział! :D'

P.S z góry przepraszam za błędy.. nie mam siły sprawdzać. :(

wtorek, 26 maja 2015

ROZDZIAŁ 17

"Szczęście to tylko chwila słodyczy,
  po której tylko cierpienie.
  Po której w sercu pełno goryczy
  szczęście to tylko marzenie."


Miłość potrafi zmienić człowieka, sprawia że czujemy się jak w niebie, albo nawet jeszcze wyżej.
W życiu spotykamy tysiące osób i nikt nas nie wzrusza, aż w końcu pojawia się ta jedyna osoba, która zmienia nasze życie bezpowrotnie. Osoba przy której zwykłe czynności nabierają głębszego znaczenia. Ktoś dla kogo jesteśmy w stanie poświęcić wszystko. Wiele osób może zapytać " więc jaka jest definicja miłości" ale nie ma na nią jednej odpowiedzi. Każdy ma swoją niepowtarzalną definicje miłości dla każdego ona jest inna, wyjątkowa. Każdemu daje co innego. I każdego czego innego uczy. Każdy swoją definicję miłości musi znaleźć. Ja już swoją znalazłam. Moją definicją miłości jest Maciej Muzaj.

Obudziłam się równo z budzikiem, nie miałam żadnych problemów ze wstaniem. Wciąż miałam w pamięci wczorajszy wieczór. Leżałam na łóżku a myślami byłam przy Maćku. Postanowiliśmy na razie nie mówić nic, chcemy żeby się trochę pomęczyli. Co nie znaczy, że jesteśmy złośliwi... Byłam tak zajęta myśleniem o atakującym, że całkiem zapomniałam o szkole. Szybko się ogarnęłam i poprosiłam tatę, żeby mnie podwiózł. Po 20 minutach byłam w szkole. Zdążyłam idealnie z dzwonkiem. Zajęłam swoje miejsce w sali koło Kamili i starałam się słuchać tego co mówi moja nauczycielka z chemii (ten przedmiot dla mnie to czarna magia) ale nie za bardzo mi to wychodziło. Myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Nie uszło to uwadze Kamili. Kiedy dzwonek na przerwę zadzwonił szybko spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z sali. Za sobą usłyszałam wołanie Kamili, po chwili dziewczyna mnie dogoniła.
- Julson, co ty taka nieobecna, zamyślona? CO TEN CHUJ WCZORAJ ZROBIŁ?! - Wydarła się na cały korytarz Kamila.
- Kama ciszej bądź. Nic nie zrobił...było miło
- Na pewno? Bo wiesz jak co... - przerwałam jej
- Kamila na pewno! Macie go traktować normalnie!
- No dobra...ale jak by co... - znów zaczęła
- Kamila!
- No dobra dobra
Resztę dnia w szkole jakoś udało nam się przeżyć...pomijając niezapowiedzianą kartkówkę z fizyki, sprawdzian z biologii i wypracowanie na polskim. Około godziny 15:00 byłam w domu. Akurat tata był w domu więc postanowiliśmy razem zrobić obiad. Postanowiliśmy zrobić pizze, ulubiony posiłek mojego taty. Miał iść dzisiaj na kolację z Martą. Porozmawialiśmy sobie jak kiedyś aż w końcu ojciec zapytał.
- Julka, co byś powiedziała jak by Marta tu zamieszkała? - wryło mnie - kochanie w końcu oświadczyłem się Marcie i i tak prędzej czy później zamieszkała by tutaj
- Lepiej później - odburknęłam pod nosem ale ojciec chyba tego nie słyszał, bo kontynuował swoją wypowiedź
-... ale mimo wszystko chciałbym poznać twoje zdanie na ten temat.
- Wiesz, że nasze relacje się trochę poprawiły ale cudów ode mnie nie oczekuj, kochasz ją, okej, niech tu zamieszka.
- Jesteś kochana wiesz?
- No przecież wiem.
Zjedliśmy razem obiad, potem naczynia powkładałam do zmywarki i -poszłam się szykować na mecz. Dzisiaj skrzaty graja z resoviakami. Kiedy chciałam się przebrać zadzwonił mój telefon, trochę się zdziwiłam widząc na wyświetlaczu zdjęcie Nathana. Okazało się, że on też jedzie na mecz i chciał być dobrym kolegą i zaoferował podwózkę. Oczywiście zgodziłam się, umówiliśmy się, że przyjedzie po mnie za 20 minut. Szybko poszłam się przebrać i poprawić makijaż. Po 20 minutach zbiegłam na dół pożegnałam się z tatą i życzyłam mu udanej randki. Wybiegłam z domu. Natan już na mnie czekał. Przywitałam się z kolegą i ruszyliśmy w kierunku hali, droga minęła nam na ciągłej rozmowie. Po 15 minutach byliśmy pod halą. Podziękowałam koledze za podwózkę i rozdzieliliśmy się. Weszłam do hali i po czułam, że ktoś mnie ciągnie za rękaw. Spojrzałam na osobnika i okazało się, ze to mój kochany Maciuś.
- Kto to był?
- A może by tak cześć kochanie, jak milo cię widzieć, fajnie, że przyszłaś - powiedziałam trochę zdenerwowana.
- Cześć kochanie. Kto to był i czemu cie podwoził, mogłaś zadzwonić to bym przyjechał.
- Słoneczko moje, to tylko kolega, jechał na mecz i chciał mnie podwieźć to tyle. Lubię jak jesteś taki zazdrosny powiedziałam jeżdżąc palcem po jego torsie. On zaśmiał się i namiętnie mnie pocałował. Nagle usłyszeliśmy jakiś huk. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w stronę, z której dobiegł hałas. Okazało się, że Kacper leżał na ziemi z Kama nie wiedziała co robić. Czy pomóc Kacprowi czy żądać od nas wyjaśnień.
- Ale jak to? wy? co? od kiedy?  - zaczął się jąkać nadal leżąc na ziemi.
- Tak jakby od wczoraj - powiedziałam uśmiechając się a Muzaj przytulił mnie od tyłu.
- I ty mi nie powiedziałaś? No wiesz?! Przyjaciółkę tak załatwić! - z atakującym tylko spojrzeliśmy się po sobie i zaczęliśmy się śmiać. Kiedy Kacper w końcu wstał z podłogi razem z Maćkiem ruszyli w kierunku szatni a my z Kamilą na trybuny, dziewczyn w dalszym ciągu była zła, a raczej taką udawała. Z Kamą podążałyśmy  w kierunku naszych miejsc kiedy zakręciło mi się w głowie, złapałam się ramienia przyjaciółki.
- Julka?
- Wszystko okej, tylko zakręciło mi się trochę w głowie, nic wielkiego - odpowiedziałam
- Już któryś raz ci się tak zakręciło w głowie od jakiegoś czasu...obiecaj, że pójdziesz do lekarza.
- Pójdę, a teraz siadaj i oglądaj mecz.
Niedługo potem pojedynek się zaczął, mecz był zacięty. Razem z Kamilą dopingowałyśmy chłopaków z całych sił, ale to niestety nie wystarczyło bełchatowianie przegrali z ekipą z Rzeszowa 3:2. Po meczu podeszłyśmy wraz z Kamilą do barierek. Maciek od razu przyleciał i wtulił się we mnie jak małe dziecko. Nic nie powiedziałam tylko przytuliłam go do siebie jeszcze mocniej.
- Pojedziesz dzisiaj ze mną? - powiedział i spojrzał na mnie tymi smutnymi oczyma.
- Pojadę.



                                                                            ~*~
W końcu, po długiej przerwie już jest! Przepraszam was, że dopiero teraz ale okazało się, że muszę dłużej nosić gips bo kość się jeszcze nie zrosła, tak więc dodaję teraz. PRZEPRASZAM!
No a tak z innej beczki. Za 2 dni zaczyna się Liga Światowa! Ja już się nie mogę doczekać! Uwielbiam to, że mimo iż na co dzień kibicujemy innym klubom, to w tedy stajemy się jedną wielką rodziną! Tak więc POLSKA BIAŁO-CZERWONI!


niedziela, 17 maja 2015

PRZEPRASZAM!

Przepraszam was strasznie za to, że rozdział nie pojawił się w tamtym tygodniu i pojawi się najprawdopodobniej w końcówce tego tygodnia, ale zbyt dużo nauki (poprawianie ocen) i do tego złamałam rękę więc strasznie ciężko mi się pisze już tego posta. Mam nadzieje, że nie jesteście złe..:( jeszcze raz przepraszam!