poniedziałek, 8 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 18


"A kiedy nie ma już nadziei,
  czas staje się karą."


Chłopak był załamany po meczu, nie chciałam go zostawiać samego w takim stanie. Wysłałam tylko dwa sms-y. Jednego przyjaciółce o treści :"jak by co to jestem u ciebie", a drugiego tacie, że jestem u Kamili. Razem z atakującym udaliśmy się do jego samochodu. Po 20 minutach drogi byliśmy już w mieszkaniu Maćka. Muzaj poszedł się szybko umyć, a potem ja zajęłam łazienkę. Siedzieliśmy przytuleni do siebie na kanapie i oglądaliśmy jakieś badziewie, które leciało w telewizji.
- Dziękuję ci księżniczko, że jesteś. - powiedział Maciek, spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki
-  Jestem i zawsze będę. - odpowiedziałam a atakujący wpił się w moje usta z zachłannością, nasze języki toczyły walkę. Muzaj zaczął ściągać mi koszulkę a ja nie pozostawałam mu dłużna...kierowaliśmy się w kierunku sypialni atakującego. Po drodze uderzaliśmy o wszystko o co tylko można było. W końcu poczułam pod sobą miękki materac. Szybko pozbyliśmy się spodni. Tej nocy praktycznie nie spaliśmy. Rano obudził nas telefon Muzaja, ktoś usilnie próbował się do niego dodzwonić. Po kilku sygnałach Maciek odebrał telefon.
- Czego?! - zapytał 
-.............
- O cholera już biegnę! - zakończył połączenie i zaczął się ubierać. 
- Co się stało? - spytałam 
- Zaspaliśmy, trening mam za 15 minut! A ty na która do szkoły ?!
- Dzisiaj odpuszczę sobie. Powiem, że się czymś zatrułam.
- To masz klucze, zamknij mieszkanie i jak byś mogła daj sąsiadowi z naprzeciwka - powiedział, wpił się w moje usta i wybiegł z mieszkania. Tyle go widziałam. Pozbierałam swoje rzeczy i szybko ogarnęłam. Tak jak prosił Maciek zamknęłam dom a klucze zaniosłam sąsiadowi. Pan Kazik okazał się bardzo miły. Porozmawialiśmy chwilkę po czym stwierdziłam, że muszę iść. Oczywiście sąsiad Muzaja stwierdził, że muszę kiedyś go odwiedzić. Pożegnałam się grzecznie ze starszym panem ale nie poszłam do domu, przecież miałam być w "szkole". Napisałam sms-a Kamili, żeby w szkole wszystkim mówiła, że się czymś zatrułam. Po chwili jednak przyszła odpowiedź, że Kamy nie ma w szkole, bo się przeziębiła. Ucieszyłam się, bo już wiedziałam gdzie pójdę! Odpisałam dziewczynie, że będę za 20 minut. Spacerkiem ruszyłam do domu przyjaciółki. Po kilkudziesięciu minutach byłam już pod jej domem. Zapukałam i usłyszałam głośne "proszę" Weszłam do domu przyjaciółki i zobaczyłam ją pod kocem s paczką chusteczek. Jednym słowem nie wyglądała zbyt dobrze. Usiadłam na fotelu na przeciwko niej. Kama jak to Kama od razu zaczęła mnie wypytywać o wszystko.
- No to jak Julson opowiadaj!
- Ale co ja mam ci mówić? Był trochę załamany po przegranym meczu i poprosił mnie, żebym do niego pojechała. To tyle.
- Tyle? Wiesz co? Mogłabyś mi nie kłamać w żywe oczy! Spaliście ze sobą.
- No spaliśmy... to właśnie robi się w nocy - drażniłam się nieco z przyjaciółką.
- Wiesz o co mi chodzi. - powiedziała Kamila
- No widzisz... jednak nie wiem. - widziałam jak przyjaciółka denerwuje się co raz bardziej.
- Boże ale ty ciemna jesteś... Uprawialiście sex?! - w końcu zdenerwowana wyrzuciła z siebie a ja się lekko zaczerwieniłam i spuściłam wzrok. - OOOOO MATKO! WY NO I JAK BYŁO? - Kamila zalała mnie lawina pytań na które dopowiadałam raczej zdawkowo.
- Dobra Kamila, miło się gadało, ale ja muszę lecieć na trening. - i wstałam z fotela, niestety od razu na niego upadłam, bo znów zakręciło mi się w głowie.
- Boże, Julka...
- Spokojnie Kama, nic mi nie jest - próbowałam uspokoić przyjaciółkę
- Zbieraj się, jedziemy do lekarza. Tak być nie może. Ty już masz takie zawroty od jakiegoś miesiąca, dziewczyno!
- Spokojnie, pójdę do lekarza. A ty jesteś chora. Siedź na dupie w domu.
- Nie, mówisz tak od dawna i nic z tym nie robisz... zbieraj się jedziemy.
Wolałam już nie dyskutować z nią. Tak jak kazała zebrałyśmy się i wsiadłyśmy do samochodu mamy Kamili. (tak Kama zrobiła prawko) Po 30 minutach byłyśmy w szpitalu czekałyśmy trochę na moją kolej aż doktor w końcu wezwał mnie do gabinetu. Powiedziałam mu o objawach a ten od razu wysłał mnie na przeróżne badania. Wyniki miałyśmy poznać za jakiś 2 godziny. Poszłyśmy w tym czasie z dziewczyną do jakiejś pizzerii na obiad. Rozmawiałyśmy dość długo, aż w końcu nadeszła pora odebrania wyników. Oczywiście marudziłam Kamili, że nie potrzebnie traciłyśmy czas, że to tylko z przemęczenia i wszystko będzie dobrze. Kiedy przyjechałyśmy do szpitala doktor od razu poprosił mnie do swojego gabinetu. Pan Maroń (bo tak się nazywał lekarz) kazał mi zająć miejsce na przeciwko siebie. Nie miał zbyt wesołej miny.
- Panie doktorze...to jak? Wszystko dobrze mogę już iść? - Zapytałam ale doktor podał mi jakiś stos kartek. Nic nie mówiąc wyciągnął zdjęcie z tomografu i przyczepił je na specjalnym podświetlanym czymś(?) - dowiem się w końcu co się dzieje? - zapytałam już nie co zdenerwowana.
- Niestety nie mam dobrych wieści.
- Jak to? Co się dzieje? Powie mi pan w końcu?
- Pani Julio........



                                                                              ~*~
No to ten teges... oddaje w wasze ręce kolejny rozdział, stwierdziłam, że trochę namieszam i chyba mi się udało, prawda? Rozdział nie powala długością za co przepraszam.  No ale nie ubłaganie zbliżamy się do końca opowiadania, no jeszcze parę rozdziałów przed nami, ale już mam pomysł na epilog. No ale na razie nie wybiegając zbytnio w przyszłość... łapcie 18 rozdział! :D'

P.S z góry przepraszam za błędy.. nie mam siły sprawdzać. :(

4 komentarze:

  1. O mój Boże *.*
    Błagam. Cię tylko żeby jej nic nie było poważnego

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie strasz już! Dawaj co to jest! Coś niegroźnego prawda?
    BO INACZEJ WIESZ, ZNAJDĘ CIĘ :*
    +ZAPRASZAM: http://siatkarskikopciuszek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz... nic nigdy nie wiadomo ...:D A siatkarski kopciuszek jest super zaglądam oczywiście :D

      Usuń