poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 4


"Żadne wydarzenie nie jest tak
złe jak lęk, który je poprzedza"


Mój budzik zadzwonił o 6:00 niechętnie zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Niestety ból w kolanie nadal mi towarzyszył, już nie tak intensywnie ale na tyle, aby utrudnić mi chodzenie.
Wzięłam zimny prysznic i ubrałam się. Zrobiłam lekki makijaż i zeszłam na dół.
Jak zwykle ojca już nie było w domu. Mimo, że bardzo kocham swojego tatę i wiem, że ona chce dla mnie jak najlepiej ale czasem mi go strasznie brakuje. Przeprowadzka i to wszystko co się działo miały tylko jeden plus. Tata się mną bardziej interesował i spędzaliśmy więcej czasu razem. Po takich o to przemyśleniach poszłam do kuchni i zrobiłam sobie płatki z mlekiem. O 7:20 poszłam do swojego pokoju aby jeszcze się spakować do szkoły i gotowa mogłam już wychodzić z domu. Na autobus zdążyłam w ostatniej chwili. Kiedy wyszłam z pojazdu udałam się w kierunku szkoły. Gdy doszłam na miejsce przed gmachem budynku zauważyłam Kamilę, kiedy i ta mnie
dostrzegła zaczęła do mnie biec i krzyczeć jakieś pojedyncze słowa...
- Wiedziałam, że tak będzie. Co ty mojej wiadomości nie dostałaś czy jak?! - Zaczęła nieco zbulwersowana dziewczyna.
- O czym ty mówisz? Jakiej wiadomości? A wiesz..możliwe, że pomyliłam twój numer jak go wpisywałam..
- Ludzie trzymajcie mnie bo ja z tym człowiekiem dłużej nie wytrzymam. No więc tak. Rano wysłałam ci wiadomość.
- Jaką wiadomość? Kama zlituj się i powiedz mi w końcu o co chodzi.
- EHHH... Mimo iż jest początek roku szkolnego nauczyciele mają stawić się na jakieś szkolenia i do szkoły mamy
dopiero na 10:25 a kończymy o 13:10.
- To zarąbiście. Tylko nie wiem w czym tkwi problem...
- A no w tym moja droga, że przeczuwałam iż zignorujesz moją wiadomość - i wytarła aktorsko wyimaginowaną łzę
- więc poświęciłam się i przyszłam tutaj na 8:00 zamiast sobie jeszcze pospać - to powiedziała już bardziej
zdenerwowana.
- O jejku. Dziękuję, że się dla mnie poświęciłaś. To wiele dla mnie znaczy - powiedziałam ironicznie a po chwili
ciszy obie wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. - No to w zamian za poświęcenie zapraszam cię na poranną kawę. Co ty na to?
- No ja bardzo chętnie.
Kamila zaprowadziła nas do kawiarni trochę chciało mi się śmiać gdyż była to ta sama w której umówiłam się dzisiaj z Maćkiem. Na razie postanowiłam, że nie powiem nikomu o moim dzisiejszym spotkaniu z atakującym. Nie chcę aby Kamila potem zaczęła nas na siłę swatać czy nie wiadomo co jej do tego pustego łba strzeli. Tak jak obiecałam postawiłam dziewczynie kawę. Oczywiście rozmowom i śmiechom nie było końca, około 9:50 zaczęłyśmy się zbierać do szkoły.
Akurat te lekcje które miałyśmy były bardzo luźne więc (nawet zdziwi mnie to co powiem) szłam do szkoły z chęcią. Na tych trzech godzinach mieliśmy tylko Wf, informatykę i biologię. Bałam się tylko 1 rzeczy, wf. Z moim kolanem od  wczoraj polepszyło się nie znacznie, a że lubię wf nie mogę go sobie tak odpuścić. Już i tak bardzo brakuje mi siatkówki ale nie chcę do tego wracać. Oczywiście Kama próbowała mnie namówić abym darowała sobie ten jestem wf no ale na marne.
Przed lekcją zażyłam środki przeciw bólowe i byłam gotowa. Szybko jednak pożałowałam swojej decyzji. W trakcie rozgrzewki (nie wiem jak to opisać) coś strzeliło mi w kolanie.
Nie potrafiłam na nie stanąć. Usiadłam na ławkę i resztę lekcji przesiedziałam Reszta dnia w szkole
minęła nam szybko. Po lekcjach pożegnałam się z Kamą i udałam się do domciu. Zrobiłam obiad który składał się z ziemniaków, sałatki oraz kotletów schabowych i poszłam przygotować się do spotkania z Muzajem. Kiedy na zegarze wybiła godzina 16:20 zamówiłam taksówkę. Po niecałych piętnastu minutach byłam już w drodze do kawiarni. Jak dojechałam na miejsce zapłaciłam kierowcy i weszłam do kawiarni, on już tam czekał. Nieśmiało podeszłam do niego. Kiedy ten mnie zauważył od razu wstał i się ze mną przywitał.
- Cześć - odezwał się pierwszy.
- No cześć.
- Więc jak na co pani ma ochotę..?
- Hmm... na mrożoną kawę i tiramisu.
- To poczekaj ja zamówię - atakujący zawołał kelnerkę i złożył zamówienie
- Może opowiesz mi coś o sobie? - wypalił chłopak.
- Co tu dużo mówić. Chodzę do 2 liceum na profil bio-chem, kiedyś grałam w siatkówkę ale to stare czasy. Przeprowadziłam się tu z Jastrzębia. No i w sumie to tyle. Moje życie nie jest za ciekawe.
- A dlaczego się przeprowadziłaś ? - w tym momencie w moich oczach po raz pierwszy dzisiaj pojawiły się łzy. Szybko się ogarnęłam więc Maciek raczej nie zauważył.
- To długa historia. Może kiedyś ci opowiem. - Chłopak chyba widział, że nie chcę dalej ciągnąć tego tematu więc odpuścił.

Resztę czasu spędziliśmy na rozmowie, wygłupianiu się i śmianiu. Czułam się bardzo swobodnie przy Maćku. Po skonsumowaniu naszych zamówień postanowiliśmy to wszystko przypieczętować lodami. Bardzo dobrze mi się rozmawiało  z Muzajem. Praktycznie cały czas ktoś coś mówił i nie było głuchej ciszy której nie powiem, obawiałam się na początku. Czas bardzo szybko zleciał, ani się obejrzeć już byłam spóźniona na autobus. Na szczęście Maciek okazał się tak
miły i odwiózł mnie do domu. Gdy dojechaliśmy pod mój dom pożegnałam się z atakującym wysiadłam z auta i podążałam w kierunku mieszkania. Ale kiedy weszłam nie chciałam wierzyć w to co zobaczyłam. A mianowicie mój ojciec obściskiwał się na kanapie z jakąś tlenioną blondyną. Kiedy i ten mnie zobaczył od razu oderwał się od blondi i starał się jeszcze
tłumaczyć. Ja nie wiele w tedy myśląc wykrzyczałam mu ,że "takiego chama nigdy nie widziałam i tak na prawdę nigdy nie kochał mamy, a jej śmierć była dla niego jak zielone światło" i od razu pobiegłam na górę. Zamknęłam się w pokoju i siedziałam na łóżku. Nie płakałam po prostu zabrakło mi łez. Myślałam tyko nad tym dlaczego moje życie jest pełne ciernienia, śmierci, bólu, i czym tak na prawdę sobie tym zasłużyłam. Nigdy nie życzyłam nikomu źle, starałam się pomagać innym, nie sprawiałam też problemów w domu. Więc do cholery.. czemu ja?! To nie jest fer, życie nie jest fer. Do okoła tracę tych których kocham. Za sobą zostawiam co chwila stare życie, żeby rozpocząć nowe.
To tak zwane błędne koło. Czy koło kiedykolwiek się zerwie? a ja będę mogła już żyć spokojnie?. Nie wiadomo. Pozostaje tylko nadzieja na nowe jutro. Lepsze jutro. Wykończona zasnęłam.

                                                                           ~*~
No i mamy kolejny rozdział. Julka dużo przeżyła i widać to na 1 rzut oka.
Czy ktoś pomoże jej się z tym wszystkim uporać? Znajdzie innych przyjaciół niż Kamila? Pogodzi się z ojcem? Obstawiajcie a wszystkiego dowiecie się w następnych rozdziałach. :)                        

4 komentarze:

  1. Super rozdział! :D
    Ojciec Julki zachował się źle. Może gdyby powiedział jej, że znalazł sobie kogoś to by tak nerwowo nie zareagowała, co nie zmienia faktu, że ją okłamywał. Ona wiele przeżyła już w życiu, więc to ją pewnie boli podwójnie.
    Mam nadzieję, że znajdzie wsparcie u Kamili i może Muzaja? :D
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      No może, może :D Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Wiedziałam, że ojciec Julki mi nie pasował... Jak mi jest żal dziewczyny, że musiała to widzieć. Pewnie też bym zareagowała, tak jak ona.
    Liczę, że Maciek może coś na to zaradzi, hm? :D
    Kurczę, może Julka powinna udać się do lekarza? Bo na pewno ma coś z tą nogą, a szkoda by było, by coś poważniejszego jej się stało...

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na rozdział 2: http://walczycomilosc.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julka to twarda dziewczyna.. na pewno da radę ;)
      Z chęcią zajrzę :3

      Usuń