środa, 29 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 15


"Choćby nie wiem ile czasu
 upłynęło, nic bzdury w prawdę
 nie obróci"

Z perspektywy Maćka :

Ze snu obudził mnie budzik, no niestety, na trening trzeba iść. Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do kuchni. Szybkie śniadanie, ubieranie, pakowanie i wychodzenie. Po 30 minutach byłem już na hali Energia. Od wczoraj myślę o Julce. Czemu ona musiała tyle wycierpieć? Jeszcze te urodziny Kuby dobiły ją już totalnie a ja już tak dłużej nie mogę. Gdy wczoraj zobaczyłem ją w deszczu na tej ławeczce, całą zapłakaną, coś chwyciło mnie za serce. Z głowy nie umiał mi wyjść ten niedoszły pocałunek z Jusią. Na całym treningu śmiałem się i robiłem chłopakom żarty.
- Ej...chodźcie Miguelowi krzyża przyklejmy! - powiedziałem do Kacpra i Wojtka a ci już podłapali temat. Plan taki, ja zagaduje naszego ukochanego coach'a a oni przyklejają. Oczywiście akcja zakończona sukcesem... inaczej być nie mogło. Trening tak nam minął trochę na wygłupianiu trochę na graniu, w końcu Falasca stwierdził, że na razie nie nadajemy się do niczego i mamy już iść do domu. Więc wszyscy pobiegliśmy w stronę szatni. W drodze do przebieralni dopadli mnie moi dwaj koledzy.
- Maciuś... co ty dzisiaj taki jakiś w humorze?
- A tak jakoś. A co nie można?
- No można można ale taki masz aż w nadmiarze dobry nastrój  - powiedział piechu - stało się coś o czym my - w tym momencie wskazał palcem na siebie i Wojtka - nie wiemy?
- Zapewniam was, że wszystko wiecie.
- To co panowie?! Wypad dzisiaj na piwko? - zapytał Wojtek
- OOOO jestem za! - Krzyknął piechu
- Sory chłopaki, ale odpadam. Julka dzisiaj gra swój pierwszy mecz z nowym zespołem i jeszcze trener jej powiedział, że ma grać w 1 składzie więc...
- OOOOO to ja mam w takim razie jeszcze lepszy pomysł! Wszyscy pójdziemy na ten mecz! Podejrzewam, że Kama i tak idzie - tu znacząco spojrzał na Kacpra Włodarczyk - To Ja mogę iść z Olą iii no i w sumie tyle !
- No i to mi pasuje  - zaśmiałem się.
Z chłopakami obgadaliśmy wszystko dokładnie i umówiliśmy się o 17:00 pod halą w której ma grać moja księżniczka. Pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy do domów. Po 15 minutach byłem w swoim mieszkaniu, w brzuchu mi burczało niemiłosiernie, więc jak to facet zamówiłem pizze, jakiś meczyk i czekałem na mój obiad. Po 30 minutach usłyszałem dzwonek do drzwi, wyciągnąłem z portfela należna sumę i otworzyłem drzwi.
- YYYYY Julka? Ty pizze rozwozisz? - Zapytałem zdziwiony
- Nie głuptasie hahaha spotkałam gościa od pizzy na korytarzu i powiedział, że idzie tutaj to przejęłam zamówienie.
- To powiem ci ze to wiele wyjaśnia
I oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Zjedliśmy przyniesiona przez Jusie pizze i siedzieliśmy na kanapie.
- Wiesz ja cię księżniczko nie wyganiam, ale czy nie powinnaś się szykować już na ten twój mecz?
- A..wiesz... nie idę.
- CO JAK TO NIE IDZIESZ?! - wrzasnąłem
- hahaha żarcik - i puściła tak zwane perskie oczko. Pożegnałem się z Julką i poszedłem do łazienki się ogarnąć. Szybki prysznic i już bylem gotowy. Zakluczyłem mieszkanie i poszedłem do samochodu. Po 20 minutach byłem na miejscu, tam czekali już na mnie piechu z Kamą i włodi z Olą. Postaliśmy przed obiektem chwile i pogadaliśmy. Kiedy nadeszła odpowiednia godzina weszliśmy do środka i usiedliśmy na jakiś miejscach. Mecz już się zaczynał. Trenerzy wystawili już wyjściowe szóstki, moja księżniczka stała na lewym przyjęciu. Pierwszy gwizdek sędziego, piłka w grze. Drużynie Julki na początku nie szło dobrze. W końcu ich trener wziął czas przy wyniku 10:4, dał im kilka rad a te z nową energią wróciły na boisko i zaczęły odrabiać straty. Trzeba przyznać, że Julce szło świetnie. Przyjęcie miała dobre a i prawie wszystkie piłki, które dostawała kończyła. No i w taki oto sposób cały mecz padł łupem drużyny Julki. Dziewczyna szczęśliwa do nas podbiegła i się zaczęła tulić, pogratulowaliśmy jej świetnego meczu i powiedzieliśmy, że będziemy na nią czekać przed halą bo idziemy świętować! Po 20 minutach dziewczyna wyszła z obiektu i wszyscy udaliśmy się do jakiejś knajpki. Było zajebiście, oczywiście nie obyło się bez toastów sokiem (co jak co, ale ktoś jechać musiał). Po jakiś 3 godzinach zaczęliśmy się zbierać, nie dla tego, że byliśmy już zmęczeni, ani nie musieliśmy wracać, tylko po prostu zamykali już restaurację. Powiedziałem Julce, że odwiozę ją do domu bo muszę jeszcze z nią porozmawiać. Pożegnaliśmy się więc z reszta i wsiedliśmy do mojego samochodu. Jechaliśmy w ciszy dopóki nie dojechaliśmy pod dom Julki.
- No to o czym chciałeś ze mną pogadać? T może wejdź... pogadamy. - powiedziała
- Nie...to zajmie tylko chwilkę!
- No to słucham ja ciebie słonko  - zaśmiała się
- Bo...zakochałem się - wypaliłem a z twarzy Julki znikł uśmiech
- Jak to się zakochałeś? - zapytała z lekką nutką pretensji w głosie
- No normalnie...nigdy nie byłaś zakochana? No i tu zaczyna się twoja rola. Poznałem ją jakiś czas temu. Często się widujemy, jest dla mnie bardzo ważna i w jakiś wyjątkowy sposób chciał bym jej to powiedzieć.
- A co ja mam z tym wspólnego? - zapytała groźnie
- Poszłabyś ze mną na taka próbną kolację i no ogólnie...wiesz. - widziałem, że nie jest tak do końca zadowolona z tego pomysłu. - No Julka nie daj się prosić! BŁAGAM CIĘ SERIO JEST TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE! No jesteśmy przyjaciółmi czy nie?
- Ehh no dobra... bądź po mnie jutro o 19... pa - Poszła i nawet się nie pożegnała widziałem tylko jak zatrzaskuje za sobą drzwi, nie miałem pojęcia o co ona się tak zdenerwowała.


                                                                             ~*~
Wiem wiem wszystko wiem... rozdział krótki, dodany z opóźnieniem i do tego taki se... PRZEPRASZAM WAS ZA TO!! Ale mam nadzieję, że zrozumiecie...ogólnie rozdziały teraz będą jakoś nie regularnie dodawane ze względu na brak czasu! I PROSZĘ KOMENTUJCIE
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!

niedziela, 19 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 14

"Nie umarł ten, kto trwa
w pamięci żywych"


Święta, święta i po świętach. Koniec leniuchowania, trzeba w końcu się zacząć edukować więc równo o godzinie 8:00 pojawiłyśmy się z Kamilą w gmachu szkoły. Jako pierwszą mieliśmy matmę. Ehhh pięknie się zaczyna dzień... Na tej lekcji siedziałam z Natanem. Nauczycielka mówiła coś na temat liczby pi, kuli i tym podobne. Wyłączyłam się jakoś na początku lekcji. Wpatrywałam się tempo w jeden punkt, kiedy ktoś podsunął mi jakąś karteczkę. Zdziwiona zaczęłam się rozglądać. Okazało się, że podrzucił mi ja mój kolega z ławki.
  "Co robimy z urodzinami Kamy? Masz jakiś pomysł?"
O matko... na śmierć zapomniałam, że dzisiaj jest 9 stycznia...jej 18 urodziny. Jak mogłam!?
 " Zapomniałam!!! :o "
" Wiesz mam dzisiaj wolną chatę, wiec możemy zrobić coś u mnie ;) "
" Super pomysł!! :D Ja ogarnę tort i może jakiegoś szampana i takie tam! Trzeba zaprosić ludzi i powiem Kacprowi, żeby ją czymś zajął :D"
"Dobra to ja zaproszę ekipę, jak chcesz to możesz zaprosić też tego Maćka ;) "
" No dobrze skoro tak mówisz... I dziękuję ci, że mi przypomniałeś. Jestem najgorszą przyjaciółką na świecie.."
" Nie przesadzaj ;>  Jak coś to będziemy na telefonie"
Gdy rozbrzmiał się dzwonek oznajmiający zakończenie lekcji wybiegłam z klasy jak poparzona. Postanowiłam urwać się dzisiaj ze szkoły. Rz na jakiś czas nie zaszkodzi a 18 urodziny ma się tylko raz! Z szafki wyciągnęłam swoje buty i kurtkę. Skórzane botki szybko wsunęłam na nogi a beżową kurtkę zarzuciłam na ramiona. Jakimś cudem udało mi się przejść koło woźnej niezauważona. Po wyjściu po za budynek szkoły od razu wykonałam telefon do Kacpra informując go o niespodziance dla Kamy. Pomysł bardzo mu się spodobał i powiedział, że pomoże nam zatrzymać dziewczynę tak długo jak się tylko da. Po rozmowie z libero skierowałam swoje kroki do bełchatowskiej galerii. Kompletnie nią miałam pomysłu co mogła bym kupić przyjaciółce, pustka! Chodziłam od jednego sklepu do drugiego, ale wszystko zaczęło mi się mieszać... za dużo wszystkiego. Oświeciło mnie! W końcu przypomniałam sobie, że Kamila zawsze mówiła, że jak skończy 18 lat to kupi sobie samochód a do kluczyków przyczepi złoty breloczek. Szybko pobiegłam do najbliższego jubilera i kazałam wygrawerować na breloku po jednej stronie imię "KAMILA" A po drugiej "FRIENDS FOREVER". No i jedną,ale za to najważniejszą, rzecz miałam z głowy! Teraz Jeszcze tort! Trochę się dzisiaj musiałam nabiegać, ale tak to jest. Kiedy weszłam do cukierni poczułam słodki zapach dzieciństwa. Na moje każde urodziny mama sama piekła tort. Zawsze był on czekoladowy z musem malinowym. Z zamyślenia wyrwała mnie ekspedienta.
- Mogę w czymś pomóc?
- AHH.. tak chciała bym kupić jakiś tor na 18 urodziny. Problem w tym, że ten tort miał by być na dzisiaj.
- No nie wiem.. wie panienka ile się piecze taki tort.
- To bardzo ważne... proszę!
- No niech będzie. Jakiś motyw ma być na torcie umieszczony? - zamyśliłam się chwilę
- Siatkówka, tak siatkówka.
- Niech panienka przyjdzie odebrać tort za 4 godziny.
Podziękowałam ładnie starszej pani i wyszłam z cukierni. Jeszcze tylko zostało mi kupienie balonów i tego typu ozdób. Na 18 nie mogło też zabraknąć alkoholu..ale jako, że nie jestem jeszcze pełnoletnia nie sprzedadzą mi. I w tym momencie wpadłam na pomysł. 13:26 jakieś 20 minut temu Maciek powinien skończyć już rehabilitacje. Wybrałam szybko numer do atakującego i czekałam aż odbierze. Pierwszy sygnał... drugi...trzeci...
- Halllo? - słodko przeciągnął literkę "l"
- Cześć. Mam do ciebie interes!
- Czego dusza pragnie? - zapytał
- Jak wiesz Kama ma dzisiaj 18 urodziny, i pewnie jak wiesz zapomniałam, wiec pewnie jak już się domyślasz potrzebuję pomocy... - powiedziałam prawie na jednym wdechu.
- Haha spokojnie. A w czym mogę ci pomóc?
- To tak : Tort do odebrania około 17:00,  goście zaproszeni,  prezent też jest, balony i takie tam kupię więc spokojnie, ale no ja 18 jeszcze nie skończyłam i wiesz...
- Już się domyślam haha. Dobra gdzie jesteś? - zapytał
- Koło centrum.
- Będę za 15 minut - i się rozłączył
To właśnie w nim lubiłam. Nie zależnie o co bym go nie poprosiła i czy to był by normalny dzień czy środek nocy on zawsze przyjdzie i mi pomoże. Taki przyjaciel to skarb, ale właśnie...ja chciałam, żeby był kimś więcej.(?) Myśli kłębiły mi się w głowie. Więc na osłodę poszłam jeszcze szybko do lodziarni i kupiłam małego, śmietankowego, włoskiego loda. Co z tego, że jest zima a na dworze jest ujemna temperatura. Kiedy wróciłam pod galerię jedząc loda akurat na parking wjeżdżał Maciek. Kiedy wyszedł z auta od razu spotkałam się z jego surowym wzrokiem.
- Ty chyba jednak chcesz leżeć chora w łóżku z 40 stopniami...
- O jejku nic mi nie będzie... - powiedziałam najsłodszym głosem jakim tylko umiałam. Maciek tylko pokręcił głową a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Poszliśmy szybko do monopolowego i zrobiliśmy "zapasy". Skontatowałam się potem z Natanem i umówiliśmy się że za 30 minut spotkamy się pod jego domem. Kolega z ławki przesłał mi swój adres sms i pojechaliśmy tam razem z Maćkiem.

***
Kiedy kończyliśmy z Maćkiem i Natanem dekorować jego dom zaczęli się schodzić pierwsi goście. Wszystkich witałam i zapraszałam do środka...wiem, że nie powinnam bo to nie mój dom no ale Natan kazał mi się czuć jak u siebie no więc no. Kiedy raczej wszyscy byli napisałam Kacprowi sms, że może już przyjść z Kamilą. Nie długo potem usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Wszyscy cicho i chować się! - Wszyscy posłuchali mojego polecenia i znaleźli prze rożne kryjówki. Ja szybko jeszcze wszystko sprawdziłam i poszłam otworzyć drzwi. Mina Kamili kiedy mnie zobaczyła...bezcenna!!
- Yyyyy...Jula?! Co ty robisz w domu Natana? I czemu dzisiaj zwiałaś ze szkoły musiałam cie tłumaczyć...nie wiedząc gdzie jesteś!
- Spokojnie.. hahah uspokój się i właź! - Dziewczyna weszła niepewnie a za nią Kacper.
- Nooo to dowiem się o co chodzi? -  Zapytała powoli kierując się w stronę salonu.
- No po prostu my musimy ci coś powiedzieć!
- My? - zdziwiła się dziewczyna, po czym prawie nam nie zeszła gdy wszyscy wyskoczyli ze swoich kryjówek krzycząc "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO" Widać, że Kama była w nie małym szoku! Wszyscy składali jej życzenia no i w końcu przyszła moja kolej...Popłakałyśmy się obie i wyściskałyśmy za wszystkie czasy. Mój prezent jej się bardzo spodobał. Po tych wszystkich czułościach przyszedł czas na zabawę. Alkohol lał się strumieniami. Wszyscy tańczyli i śmiali się. No czego nie mogę powiedzieć o Muzaju... No chłopaczyna zalał się w trupa, no i kto musiał się nim zająć? Oczywiście Jusia, bo jak by było inaczej. Zaprowadziłam chłopaka na górę do pierwszego lepszego pokoju i położyłam na łóżko. Maciek bełkotał coś jeszcze pod nosem, ale już go nie słuchałam. Zamknęłam drzwi do pokoju i zeszłam na dół i popłynęłam w wir zabawy.

***
(5 dni po urodzinach)

Z perspektywy Kamili:

Julka od samego rana nie pojawiła się w szkole, nie dawała znaku życia a jej telefon był wyłączony. Nie wiedziałam co się dzieje z moją przyjaciółką więc zadzwoniłam do Maćka czy on może ma informacje, co się dzieje z Julką. Niestety on tez nic nie wiedział, ale kiedy z nim rozmawiałam był zdezorientowany i wystraszony. Powiedział, że pojedzie do Julki do domu i dowie się co się dzieje i potem mi powie. Przystałam na propozycje  atakującego i starałam się skupić na lekcjach.

Z perspektywy Maćka:

Telefon Kamy mnie strasznie zaniepokoił. Wystraszony od razu wsiadłem w samochód i pojechałem do domu Julki. Jadąc złamałem chyba wszystkie przepisy drogowe i po niecałych 10 minutach parkowałem pod domem dziewczyny. Drzwi otworzył mi jej tata.
- Dzień dobry panu. Jest może Julka, od samego rana ani ja ani Kamila nie możemy się z nią skontaktować. - wyrzuciłem na jednym wdechu
- Ale Julka jest w Jastrzębiu...- przez chwile przetwarzałem tę informacje
- Jak to w Jastrzębiu?
- Dzisiaj są urodziny Kuby no i ona... - Powiedział niepewnie. Podziękowałem tacie Julki za informacje, napisałem Kamie wiadomość i ruszyłem w drogę do Jastrzębia.

Z perspektywy Julki:

Siedziałam tam od rana, przy nim, mojej pierwszej miłości, przy człowieku którego kochałam, a może nawet dalej kocham? Sama już pogubiłam się w swoich uczuciach. Siedziałam na ławeczce przed miejscem jego pochówku. Tak wiele chciałabym mu powiedzieć, poradzić się, ale nie mogę, jego już tu nie ma, nie ma go ze mną. Wiecie jak się czułam? Nie macie pojęcia. Nikt kto przez to nie przeszedł nie wie jak to jest kiedy stoi się nad grobem swojej drugiej połówki. Osoby, z którą miało się spędzić resztę życia. Siedziałam bezsilna na tej cholernej ławeczce i patrzyłam się na nagrobek i napis " Nie umarł ten, kto trwa w pamięci żywych. Kuba, nigdy nie zapomnimy" łzy ciekły mi po policzkach a do tego zaczął padać jeszcze deszcz. Siedziałam i płakałam, nic więcej nie mogłam zrobić. Ta cholerna bezsilność. Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi coś na ramionach, odwróciłam się i natknęła się na zatroskaną twarz Muzaja. Chciałam zapytać się skąd on się tu wziął ale najwidoczniej wiedział o co mi chodzi.
- Twój tata mi powiedział. Mogę tu z tobą posiedzieć? - zapytał a ja pokiwałam lekko głową na znak zgody. Siedzieliśmy oboje w deszczu, przemoknięci a przez moje myśli przewijały się tysiące myśli. Czy można kochać dwie osoby? Wciąż nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. Wiem, że czuję coś do atakującego, ale w dalszym ciągu nie wiem jak to określić. Kuba błagam pomóż mi bo nie wiem co robić! I po raz kolejny tego dnia wybuchłam niepohamowanym płaczem. Muzaj przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
- Nie płacz księżniczko, on dalej jest przy tobie i zawsze będzie, jestem tego pewien.


                                                                                ~*~

No ja was mordki bardzo przepraszam, ale nie wyrabiam się...zapasy rozdziałów się skończyły a do tego brak czasu "sezon poprawkowy uważam z otwarty" no przynajmniej mój się już zaczął no i ciężko mi się ze wszystkim wyrobić...Rozdziały postaram się dodawać w miarę regularnie ale nic nie obiecuję... Jeszcze raz wam przepraszam...Ten epizod też nie jest super i ciężko mi się go pisało.. nie wiem moja wena mi gdzieś ciekła i nie wiem kiedy ma zamiar wrócić więc przepraszam też za to! :( AAA i jeszcze 1 rzecz jak wiadomo Kuba Popiwczak urodziny ma 17 kwietnia, ale na potrzeby bloga trochę tą datę zmieniłam ;)

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

LIEBSTER AWARD :D

LIEBSTER AWARD !!!!


  Dziękuję ci za nominacje I'm z Princess!!!(http://walczycomilosc.blogspot.com/ super blog i oczywiście polecam! ) Nie sądziłam, że mój blog doczeka się nominacji, kiedy zobaczyłam, że mnie nominowałaś to uśmiech mi z ryjka nie chciał zejść! <3 DZIĘKUJĘ!!

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby która Cie nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


NO TO JEDZIEMY! :D


1) Jak zaczęła się twoja historia z pisaniem?
 Czytałam masę blogów i pewnego dnia stwierdziłam, że też chciałabym napisać coś "do kogoś". Najpierw pisałam do tak zwanej "szuflady" aż w końcu odważyłam się coś opublikować.
2) Ulubiony klub siatkarski?
W moim sercu Jastrzębie!
3) Co jest twoją pasją i dla czego?
 Siatkówka!!! W podstawówce do klasy 4-6 robili nabór właśnie na klasę sportową z siatkówki.
I tak wyszło, że zakochałam się w tym sporcie. :D
4) Jak sądzisz: wyróżniasz się z tłumu w jakiś sposób?
Z wyglądu na pewno nie...ale zachowaniem i sposobem bycia na pewno! Czasem myślę, że jestem z innej planety :(
5) Jakie masz najlepsze wspomnienia z wakacji?
Chyba spotkania ze znajomymi! Nigdy nie obyło się bez jakiegoś "przypału" Nie mogę wybrać jednego, bo i z rodziną na wakacjach jest super i z moimi mordkami :3
6) Ulubiony zespół wykonawca?
Zdecydowanie ACDC! Lubię też Linkin Park i Sabaton :>
7) Co się najbardziej denerwuje?
Kiedy ktoś udaje kogoś innego, tylko dla tego, że chce przypodobać innym. LUDZIE BĄDŹCIE SOBĄ!
8) Co zazwyczaj robisz w deszczową pogodę? 
Oglądam filmy, albo czytam ;)
9) Co chciałabyś robić w przyszłości?
Jeszcze nie wiem...ale myślę nad fizjoterapią albo AWF-em. W jakiś sposób chciała bym pomagać ludziom ale jednocześnie mieć też coś wspólnego ze sportem i z pracą fizyczną bo nie umiem usiedzieć na dupie. Na pewno nie chciała bym siedzieć za biurkiem -.- Nie umiem się zdecydować :(
10) Którego z siatkarzy chciała byś kiedyś spotkać? Uzasadnij wybór.
Na pewno Krzysztofa Ignaczaka! Uwielbiam go odkąd skończyłam 11 lat. Wiecznie uśmiechnięty, radosny człowiek, który wprowadza mega pozytywna energię na boisko.
Spotkać też chciałabym Bruno Rezende. Uwielbiam Brazylię(jako kraj)  jeśli chodzi o to państwo to jest mój ulubiony siatkarz stamtąd i świetny rozgrywający.
11) Kto jest twoim autorytetem?
Nie mam jednego autorytetu. Nikt nie jest idealny, więc moim zdaniem nie można powiedzieć, że będę się wzorować na jednej osobie . Autorytetów mam wiele i nie będę ich wymieniać bo trochę by to zajęło ;) Ale w wielu osobach można zobaczyć coś godnego podziwu!


TROCHĘ SIĘ ROZPISAŁAM...

Pytania:

1) Kiedy się zaczęła twoja przygoda z blogowaniem?
2) Ulubiony klub siatkarski?
3) Ulubiony siatkarz? I dlaczego ?
4) Ile masz lat?
5) Uprawiasz jakiś sport?
6) Byłaś kiedyś na meczu?
7) Miałaś okazję rozmawiać przez chwilę z jakimś siatkarzem?
8) Jaki jest twój ulubiony film?
9) Czego słuchasz?
10) Jak byś opisała siebie?
11) Największe marzenie?


Do Liebster Award nominuje:

1) milosc-jak-wino.blogspot.com
2) http://urodzeni-po-to-by-byc-razem.blogspot.com/
3) http://uwielbiaj-mnie-mimo-wszystko.blogspot.com/
4) http://tonieistnieje.blogspot.com/
5) http://nie-zmienisz-losu.blogspot.com/
6) http://milosc--jest-jak-narkotyk.blogspot.com/
7) http://still-got-tonight.blogspot.com/
8) http://okiemdziewczynysiatkarza.blogspot.com/
9) http://jestem-mysle-moge-wszystko.blogspot.com/
10) http://dopokiwalczyszwygrywasz.blogspot.com/
11) http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/

TE BLOGI SĄ SUPER! POLECAM ;>



sobota, 11 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 13

"Anioły są wśród nas
 Czasem siadają na ziemi
 Składają skrzydła
 I płaczą
 Pragną tak jak ludzie
 Kochać
 Uśmiechają się
 Chowając między palcami
 Swe niebieskie łzy
 Ukrywają siebie
 Anioły są wśród nas
 Czasem niewidoczne dla oka
 Wyczuwalne dla serca.
 Ale ty nie musisz się martwić bo my wciąż pamiętamy
 i nigdy nie zapomnimy"

Z perspektywy Kuby:

Codziennie stałem koło niej, byłem przy niej. Kiedy kładła się spać ja kładłem się koło niej, przytulałem i wpatrywałem jak w obrazek, kiedy budziła się rano, kiedy była w szkole, kiedy jadła, wychodziła, kiedy płakała,  śmiała się (tych chwil nie było zbyt wiele a z tego co zauważyłem uśmiech na jej twarz udawało się sprowokować tylko jednemu osobnikowi, który reprezentuje żółto-czarne barwy), uczyła. Przy najbanalniejszych czynnościach. Codziennie przy niej.. codzienne wpatrywanie się w jej smutne oczy pozbawione blasku, twarz która nie jest roześmiana jak kiedyś. Codzienne wyrzuty sumienia... bo przecież gdyby nie ten cholerny wypadek bylibyśmy dalej razem, ona by przychodziła na moje mecze dając super kopa, ja na jej. Codziennie byśmy się widywali. Mógłbym poczuć smak jej malinowych ust, przytulić i chronić przed całym złem tego świata i nie wypuszczać. Teraz zostało mi tylko patrzeć na nią... być przy niej pomagać jej choć
ona i tak nie jest tego świadoma. Jej natomiast nie pozostało nic oprócz stosów wspólnych zdjęć i wspomnień...Ja dla niej istnieję już tylko w nich. Sprawiłem jej tyle bólu. Zostawiłem ją, nawet nie próbowałem walczyć.
***
- Nie jedzie z nami Julka? - zapytał Mateusz.
- Nie, trening jej się przedłużył.. dojedzie później autobusem 
- Dobra to pakuj się do samochodu.
Jechaliśmy śmiejąc się ze wszystkiego jakbyśmy byli zjarani.. Malina zatrzymał się na czerwonym świetle. Przypomniała
 mi się w tedy piosenka z przedszkola. "...czerwone światło stój, zielone światło idź na żółtym świetle przygotuj się właśnie tak ma być..." Zaczęliśmy ją śpiewać.. W końcu zielone
- Malina.. jest zielone rusz dupę..
- No już spokojnie, nie drzyj japy. - i ruszyliśmy 
Nagle tir, krzyk krew ból..
Oddychało mi się co raz ciężej. Byłem przygnieciony jakimiś częściami, a Mateusz siedział w fotelu z rozbitą głową. Czułem, że zacząłem odpływać. Nie walczyłem z tym, poddałem się temu, zamknąłem oczy i odpłynąłem... później nie czułem już bólu, cierpienia. Czułem się wolny. Oglądałem całą akcje ratunkową jakby z boku. Kiedy zobaczyłem ją wybiegającą z autobusu dopiero zrozumiałem co jej zrobiłem...odszedłem bezpowrotnie, zostawiłem ją samą. Krzyczałem 
- Ratujcie mnie do cholery a nie przykrywacie...jesteście lekarzami!! - ale nikt mnie nie słyszał głos odbijał się tylko w mojej głowie. Próbowałem odsłonić swoje ciało, ratować, ale każda rzecz jaką chciałem podnieć, złapać w ręce przenikała przez moje ciało... byłem bezradny.
***
Teraz mam wyrzuty sumienia... moja wina. Z mojej winy ona cierpi, przez mój egoizm zostawiła przyjaciół, Jastrzębie, siatkówkę. Teraz Jusia na nowo musi się nauczyć kochać, śmiać..ŻYĆ.. i mimo, że mnie tam nie ma pomogę jej.. Właściwie to nie ja.. Postawienie na jej drodze Muzaja było moim najlepszym pomysłem, tylko teraz Jusia musi otworzyć się na niego.
Na to już nie mam wypływu co ona czuje. Wiem tylko, że nie może być sama a ja już nie mogę patrzeć jak męczy się życiem. Chce żeby wróciła moja Julka. Leżałem tak patrząc jak słodko śpi, kiedy nagle na komórkę Jusi przyszedł sms który ją obudził. Na śpiąco wyciągnęła
telefon z pod poduszki i sprawdziła wiadomość. Kiedy patrzała się w ekran urządzenia uśmiechnęła się lekko i już wiedziałem kto jest nadawcą. Kiedy już przeczytała wiadomość zerwała się szybko z łóżka rzuciła telefon i poleciała do łazienki. Zaśmiałem się. Taką ją chciałbym widzieć już zawsze roztrzepaną, uśmiechniętą i szaloną. Zerknąłem na jej komórkę. Maciek napisał, że będzie za 40 minut i ma być gotowa bo ma dla niej niespodziankę.
*
 Zgodnie z obietnicą, Muzaj był już po 40 minutach i jechali autem atakującego.
- Maaaaccciieeeekkk !!! Gdzie my jedziemy? - Jusia była bardzo zniecierpliwiona
- Już ci mówiłem, że to jest niespodzianka tak?
- No ale..
- Nie ma no ale.. Dowiesz się w swoim czasie - Muzaj wyraźnie się z nią droczył. Przez to wszystko przypomniały mi się nasze kłótnie.. cholernie chciał bym być teraz na miejscu atakującego, ale nie mogę. Cieszę się, że przynajmniej przy nim Julka zapomina o wszystkim.
- Nie, to nie. FOCH *
- Księżniczko, bez takich propozycji bo czuję się niezręcznie - Zaśmiał się. Julka spojrzała się tylko na niego z mordem w oczach i nie odezwała się do Maćka do końca drogi. Atakujący zaparkował pod jakimś budynkiem. Oboje wysiedli z samochodu i Muzaj z bagażnika wyciągnął jakąś torbę. Jusia popatrzała na niego pytającym wzrokiem. Ten tylko się uśmiechnął ruszył w kierunku drzwi do obiektu. Julka jednak dalej wstała w miejscu.
- Ruszysz się czy ja mam to zrobić?
- Nie pójdę nigdzie dopóki mi nie powiesz o co w tym chodzi! - Powiedziała Julka
- A udowodnić ci, że pójdziesz? - Maciek podszedł do niej i przewiesił ją sobie przez ramię.
- AAAAAAAAA MUZAJ JUŻ NIE ŻYJESZ! - Krzyczała ale zaraz potem zaniosła się śmiechem. Kiedy weszli do budynku Maciek kazał jej się przebrać i przyjść na salę. Julka nie wiele myśląc wykonała prośbę zawodnika Skry. Po 10 minutach była już gotowa i weszła na salę. Jej mina.. bezcenna kiedy zauważyła, że oprócz niej i Maćka jest jeszcze mężczyzna około czterdziestki i kilkanaście dziewczyn.
- OOO Ty musisz być Julka? - Podszedł do niej mężczyzna.
- YYY.. tak. Ja nie wiedziałam.. - przerwał jej
- Spokojnie wszystko wiem. Powiem krótko, słyszałem że jesteś bardzo dobra i jeśli dzisiaj na treningu pokażesz chociaż
część swoich możliwości oczywiście o ile chcesz.. dołączysz do drużyny a Julka stała chwile nie wierząc w to co słyszy.
- Dddobrze. - zaczęła się jąkać
- No to jeśli wszystko mamy już uzgodnione to leć i  zacznij się rozgrzewać.
Julka była można rzec w siódmym niebie... mimo długiej przerwy radziła sobie świetnie. Złapała dobry kontakt z dziewczynami z drużyny a co najważniejsze pokazała trenerowi na co ją stać. Inaczej być nie mogło...Jusia została przyjęta do drużyny. Po całym treningu poszła się przebrać do szatni a na nią czekał atakujący. Widać było, że jest  z niej dumny i że ona dla niego wiele znaczy.
- Dziękuję!! - Zaczęła krzyczeć Julka jak tylko wyszła....wyszła, żeby tylko. Wyleciała jak z proca z szatni.
- Nie ma za co. To ty odwaliłaś kawał dobrej roboty. Bardzo zmęczona? - zapytał.
- Wręcz przeciwnie! Roznosi mnie!!
- W takim razie co pani powie hmmm... na mały wypad na miasto? do klubu? z Kamą? Kacprem? Włodarczykiem i jego dziewczyną?
- hmmm kusząca propozycja.
- No więc jak będzie? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Hells door?
- Mnie pasuje. Trzeba teraz poinformować resztę - i uśmiechnął się się do niej. I znów to uczucie...zazdrość? Mimo
wszystko ona zasługuje na szczęście, a Maciek może jej je zapewnić.
*
Kamila szykowała się od dobrych dwóch godzin. Jak zawsze najwięcej czasu jej zajęło wybranie odpowiedniej sukienki. Zaśmiałem się pod nosem widząc ją stojącą przed szafą i nie wiedzącą co ma na siebie włożyć. W końcu po wszystkim wyglądała ślicznie. Brązowe loki sięgające jej za łopatki, kobaltowa sukienka bez ramiączek, do kolan z nie co przedłużonym tyłem i do tego czarne szpilki. Nie można było od niej oderwać wzroku. Wyglądała jak bogini. Punktualnie o czasie przyjechał po nią Maciek. Zeszła na dół tata pochwalił jej wygląd, życzył dobrej zabawy i kazał wrócić przed
01:00. Julka pożegnała się z tatą i wyszła. W samochodzie czekał już na nią Muzaj i para przyjaciół. Atakujący kiedy ją zobaczył, zaniemówił. Jego serce zaczęło bić szybciej, oddech stał się nie równomierny a oczy rozbłysły jak tysiące gwiazd. Dziewczyna się tylko uśmiechnęła a Kacper z Kamą wysyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- A gdzie jest włodi i Ola? - zwróciła się do atakującego ale ten nie był w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa...
- Spotkamy się z nimi pod klubem - odpowiedział z Maćka piechu
- yyyyy tak tak.. - powiedział Maciek, a Kama z Kacprem zaczęli się śmiać. Po 20 minutach cała 6 bawiła się już w dyskotece. Julka poszła do baru, usiadła na jednym z krzeseł i zamówiła cole. W tedy przysiadł się do niej wysoki brunet o jasnej karnacji i zielonych oczach.
- Witam piękną panią - zaczął. Mogę śmiało powiedzieć, że ten typ mi się nie spodobał, do tego był od Jusi sporo starszy.
- YYY cześć- odparła nie co nieśmiale
- Postawić ci drinka?
- Ja nie piję..
- hmm no to w takim razie czy mogę prosić do tańca? - Jusia nie chętnie ale się zgodziła. Kiedy weszli na parkiet mężczyzna przysunął ją do siebie tak mocno, że nie można by było wcisnąć pomiędzy nimi nawet kartki. Widać było zmieszanie na twarzy Julki. Zaczęli tańczyć o ile to można tak nazwać. Wyglądało to jakby ten facet miał zamiar wziąć ją na tym parkiecie bez żadnych oporów. Dziewczyna na początku się czuła nieswojo i można było to wyczytać z jej rysów twarzy, ale potem zaczęła co raz bardziej się rozluźniać. Nie dowierzałem własnym oczom. Gdzie do jasnej cholery jest
 Muzaj!? Podszedłem do niego, stał pod ścianą i przyglądał się tańczącej parze. Widać było, że aż kipiał ze złości. Po chwili podeszła do niego Kamila.
- Maciek? Gdzie jest Julka? - ten nic nie odpowiedział tylko wskazał na parkiet - o matko. Kto to?
- Nie wiem.. - odpowiedział starając się aby jego głos zabrzmiał jak najbardziej neutralnie.
- Czemu tam nie pójdziesz?
- Po co? I co bym powiedział? Odwal się od niej, bo to ja ją kocham, tylko ja mogę z nią tak tańczyć, flirtować !? - powiedział na jednym wydechu, Kamila patrzała się na niego ze zdziwieniem,
ale również zadowoleniem.(?) - Czy ja to...
- Tak powiedziałeś..ale jest jeden problem. - Maciek popatrzał na Kamę zaskoczony i smutny za razem. - Ty musisz to powiedzieć jej, a nie mnie. I atakujący znów spojrzał na tańczącą parę. Byłem strasznie zadowolony z takiego obrotu akcji.
                                                                     
    ~*~
I jak? Mi osobiście ten rozdział się w miarę podoba. A wam?
FOCH* - Fachowe Obciąganie Ch*ja. Takie nie ładne sformułowanie...no ale nie mogłam się powstrzymać :>

sobota, 4 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 12

"Jeśli nie walczysz o to, czego
 pragniesz, nie masz prawa płakać,
 że tego nie masz"


Z perspektywy Julki:

Od samego rana ciągłą gonitwa, bieganie a w domu ludzi przybywa. Przyjechała już babcia Jadzia z dziadkiem Antkiem(rodzice taty), ciocia Kasia (siostra taty) z mężem i ich 7 letnim synkiem Karolkiem. Babcia oczywiście nie chce nikogo dopuścić do kuchni mimo, że z tatą zapewnialiśmy ją że sobie poradzimy. No ale takie są babcie i za to je kochamy! Zniecierpliwiona czekałam żeby wyjąć ciasto z piekarnika. Mój ukochany makowiec więc kiedy z piekarnika wydobył się dźwięk oznaczający, że ciasto jest już gotowe byłam w siódmym niebie, ale babcia zawsze wie jak ostudzić mój zapał.
- Kochanie tym makowcem zajmę się ja, bo znając ciebie większa część niego nie doczeka nawet kolacji. Idź lepiej otwórz drzwi bo ktoś pukał.
- No dobra dobra.. - powiedziałam i spuściłam głowę. Na ten gest babcia się tylko zaczęła śmiać i zapewniła, że dostanę ten mój makowiec. Poszłam otworzyć drzwi. W nich stał mój chrzestny z rodziną. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ostatni raz widziałam go może z 6 lat temu na moich urodzinach. Od razu rzuciłam się mu na szyję, oczywiście nie omieszkałam przywitać się również z ciocią Beatą oraz Ksawerym i Ignasiem. Ostatni raz widziałam ich jak mieli niespełna roczek. Zadowolona zaprowadzałam naszych gości do salonu. Babcia o mało nie upuściła mojego drogocennego makowca gdy zobaczyła wujka. Jedynie mój tata uśmiechał się pod nosem. Wszystkim nam zrobili nie małą niespodziankę. Gdy wybiła odpowiednia godzina poszłam do swojego pokoju przygotować się do kolacji. Ubrałam czarne rajstopy do tego białą bluzkę, spódnicę przed kolano w kwiatowe wzory oraz do tego bladoróżową marynarkę no i oczywiście szpilki w kolorze nude. Włosy pokręciłam na lokówce i zrobiłam lekki makijaż. Zeszłam na dół. Wszyscy byli równie eleganccy co ja i chyba czekali tylko na mnie. Kiedy mieliśmy już zasiadać do stołu rozległo się pukanie do drzwi. Tata poszedł otworzyć. By po chwili pokazać się nam w towarzystwie blondynki. No tak, zapomniałam że Marta ma przyjść na wigilię.
- Kochani! Chciałbym wam przedstawić moja dziewczynę Martę. Wszyscy byli w niemałym szoku. A blondynka stała na środku i widać, że się nieco krępowała. Jako pierwsza z tego letargu wyrwała się babcia.
- Niech no cię obejrzę moje dziecko - podeszła do kobiety i zaczęła z nią rozmawiać. W ślady Jadwigi poszła reszta rodziny. Po wszystkim zaczęliśmy najbardziej znienawidzoną przeze mnie czynność a mianowicie składanie życzeń. Niby to takie nic ale nigdy nie wiem co powiedzieć i do każdego mam cały czas tą samą formułkę. Gdy każdy każdemu już złożył życzenia zasiedliśmy do stołu. Wszyscy śmiali się, żartowali. Marta z tego co zauważyłam, została zaakceptowana przez wszystkich. W końcu Karolek nie wytrzymał i zaczął pytać.
- Kiedy prezenty? No kiedy ?
- Karolku spokojnie, poczekaj aż wszyscy zjedzą. - upomniała syna ciocia Kasia.
- No Kasia.. nie pamiętasz jak my byliśmy dziećmi? Też czekaliśmy tylko na prezenty. Dzieciaki...! Pod choinkę marsz! - zakomenderował mój tata. Więc wszyscy zgodnie "rzucili" (bo inaczej się tego nie da nazwać) w stronę choinki. Każdy dostał jakiś drobny prezent. Ale mimo wszystko pokuszę się o stwierdzenie, że to mój był najlepszy! Dostałam złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie piłki do siatkówki skompletowany z bransoletką i do tego jeszcze jakieś pieniądze. Wszyscy byli zajęci podziwianiem swoich nowych rzeczy, lecz z tego wszystkiego wyrwał mnie głos taty, wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.
- Korzystając z okazji, że jesteśmy tu wszyscy chciał bym się zapytać wyjątkowej osoby o bardzo ważną rzecz.- i w tym momencie wyciągną z kieszeni czerwone pudełeczko i ukląkł na jedno kolano przed Martą. Wszyscy zdębieli.
- Marto, wiem że może nie znamy się długo ale jestem pewien swoich uczuć do ciebie. Gdy cię poznałem pierwszy raz od długiego czasu znów zacząłem cieszyć się życiem. Kocham cię i zadam ci jedno pytanie... Czy zostaniesz moją żoną? - po tych słowach nastała cisza, którą przerwał cichy szloch blondynki.
- Oczywiście, że tak! - i tata wsunął na jej palec pierścionek. Wszyscy zaczęli im gratulować a ja stałam jak ten słup soli. W końcu się przemogłam i także pogratulowałam świeżo upieczonym narzeczonym. Cieszyłam się ze szczęścia taty, ale mimo wszystko uważałam, że trochę się pospieszył z tą decyzją i nie jestem do końca przekonana czy ona jest dla niego odpowiednią partnerką, ale skoro ją kocha... Dalsza część wigilii minęła bez większych niespodzianek. Siedzieliśmy wszyscy przed telewizorem i oglądaliśmy Kevina. Na pasterkę nikt nie poszedł wszyscy byli zbytnio padnięci i poszli spać.

Z perspektywy Maćka:

Z samego rana pojechałem do Wrocławia. Mama kiedy mnie zobaczyła od razu rzuciła mi się na szyję i wycałowała. Poszedłem się rozpakować do mojego starego pokoju. Nic się nie zmieniło, niebieskie ściany na których wisiały różne zdjęcia, duże łóżko i pościel z robocopa, na szafkach stały puchary i medale jakie udało mi się zdobyć grając jeszcze w juniorach. Rzuciłem torbę na łóżko i podłączyłem mój już "umierający" telefon do ładowania. Na tapecie widniało zdjęcie moje i Julki. Mimowolnie uśmiech wkradł się na moją twarz, palcem przejechałem po jej twarzy. Z transu wyrwał mnie głos mamy.
- Maciusiu chodź no na dół goście przyjechali. Nie wiele myśląc odłożyłem telefon na  szafkę i zbiegłem po schodach. Na dole stała już prawie całą rodzina (co oni się zmówili, że przyjadą na raz wszyscy?) między innymi przyjechał mój kuzyn Bartek z rodzicami i moja "ukochana" ciocia Helenka siostra mamy bardzo wścibska kobieta (stara panna) no nie dziwię się pewnie każdy facet ucieka od niej jak najdalej może. Najbardziej się cieszyłem, że mogłem znów zobaczyć Bartka, odkąd pamiętam byliśmy dla siebie jak bracia, mówiliśmy sobie wszystko, rozrabialiśmy, później chodziliśmy na imprezy i zarywaliśmy do lasek ona był moim skrzydłowym a ja jego.
- No Maćku... masz już jakąś dziewczynę? W twoim wieku już powinieneś o tym pomyśleć. - zaczęła Hela
- Wiesz ciociu jak to jest...mecze, treningi, nie mam na razie czasu, ale nie musisz się o mnie martwić poradzę sobie - powiedziałem już lekko poddenerwowany. Mama zauważyła, że nie mam ochoty na dalszą dyskusję z jej siostrą więc zabrała głos.
- Maciek idźcie z Bartkiem na górę dawno się nie widzieliście. - Skinąłem tylko głową na znak zgody i pomaszerowaliśmy z kuzynem do mojego pokoju. Weszliśmy i Bartek od razu rzuciła się na łóżko.
- No to mów co to za dziewczyna.. - zdziwiłem się skąd on wie, że jest jakaś dziewczyna a tak właściwie jej nie ma.
- Coo? Jaka dziewczyna.
- Nie udawaj, widziałem twoją reakcję na słowa ciotki... wiesz w końcu trochę cię znam.
- No dobra może masz racje jest pewna dziewczyna Julka, choć tak właściwie jej nie ma. - Opowiedziałem kuzynowi całą historie jak to było z Julką.
- No stary.. walcz o nią. Historia jak z jakiejś telenoweli, ale one się zazwyczaj dobrze kończą więc..
- Fajnie tylko jest jeden problem...ona mnie nie kocha. - powiedziałem ze smutkiem w głosie.
- No tego nie wiesz i się nie dowiesz dopóki jej nie zapytasz. Duchem świętym nie jesteś, więc tego w stanie przewidzieć nie jesteś. Uwierz mi stary. Czy ja cie kiedyś zawiodłem? - Zapytał
- No nie..- I widzisz - uśmiechnął się - chce być świadkiem na ślubie - zaczęliśmy się śmiać. Dalsza część rozmowy upłynęła nam na gadaniu o głupotach jak za dawnych czasów. W końcu mama weszła do pokoju i kazała się nam szykować na kolację. Standardowo ubrałem się w garnitur. Wigilia przebiegła w miłej atmosferze. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak obżarłem. Po wieczerzy jak co roku oglądaliśmy Kevina. O godzinie 24 wszyscy poszliśmy na pasterkę. Noc była piękna i gwieździsta. W kościele prawie usnąłem byłem wykończony więc gdy po mszy przyszliśmy do domu od razu udałem się do pokoju i położyłem się spać.


***

Z perspektywy Julki:


31 grudnia... sylwester !!!Sylwek będzie u Wojtka.. przyjdzie cała Skra i jeszcze paru innych znajomych przyjmującego. Zapowiada się świetna zabawa. Z Kamą już od 3 tygodni mamy kupione sukienki, nie mogłam się doczekać. Nagle rozbrzmiał się dzwonek mojego telefonu.
- Halo? - zapytałam niepewnie gdyż dzwonił do mnie nieznany numer.
- Hi Julia, It's me Facu - odpowiedział
- O cześć... coś się stało? - zapytałam również po angielsku.
- Nie.. to znaczy chciałem się tylko zapytać czy idziesz może z kimś na Sylwestra do Wojtka?
- No w sumie to idę sama.. - nie dane mi było dokończyć zdania
- To świetnie! Może zechciała byś pójść ze mną? - zapytał, trochę zdziwiła mnie jego propozycja ale z chęcią na nią przystałam.
- No dobra! To przyjedź po mnie o 19:40 pasuje?
- Tak jasne, do zobaczenia. -  i rozłączył się. Tata spędza dzisiaj sylwestra z Martą więc nie muszę się martwić, że zostanie sam w domu. Jako, że na zegarze widniała dopiero godzina 16:00 postanowiłam jeszcze zrobić sobie kanapki, bo mój brzuch domagał się jedzenia. Podczas robienia kanapek zadzwoniła do mnie jeszcze Kamila, pogadałyśmy chwilkę...o ile można to nazwać chwilką. Tak się zagadałyśmy, że zapomniałyśmy o otaczającym nas świecie i kiedy się zorientowałam, która jest godzina zaczęłam panikować a Kama ze mną. Do przyjazdu Facundo miałam tylko 40 minut! Szybko pobiegłam do łazienki, błyskawiczny prysznic,włosy, z którymi za bardzo nie miałam co zrobić z powodu braku czasu lekko pofalowałam i zostawiłam rozpuszczone, makijaż, dzisiaj postanowiłam postawić na nieco mocniejszy. Jak to mówią...jak się bawić to się bawić, drzwi wyjebać nowe wstawić! i oczywiście moja nowa sukienka..obcisła mała czarna do połowy ud, z plecami całymi z koronki i do tego długie rękawy również z koronki. I najbardziej znienawidzone przeze mnie szpilki były czerwone, tak jak z resztą mała kopertówka. Zapytacie się, dlaczego znienawidzone? A toż to dla tego, że zawsze byłam typem chłopczycy, jakieś 2 lata temu przekonałam się do noszenia sukienek i malowania się. No ale coś z tej chłopczycy zostało. Sukienki noszę tylko w tedy kiedy muszę (no ale to i tak postęp) a szpilki no cóż zdecydowanie wolę trampki, te "szczudła" są cholernie nie wygodne no ale przy tej bandzie dwumetrowców innego wyjścia nie miałam. No ale wracając, kiedy skończyłam efekt był zadowalający i idealnie wyrobiłam się w czasie, bo akurat kiedy skończyłam Argentyńczyk wysłał mi SMS-a że już na mnie czeka. Zbiegłam na dół ucałowałam tatę i również życzyłam mu udanej zabawy, zarzuciłam na siebie płaszcz i wybiegłam z domu. Przed samochodem czekał już na mnie Conte. Jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi, a potem sam wsiadł do auta.
- Wyglądasz pięknie, wiesz? - powiedział
- Nic specjalnego, ale dziękuję - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko do niego.
Już bez zbędnych rozmów ruszyliśmy w drogę do mieszkania przyjmującego. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Facundo zaparkował, wyszedł a samochodu, otwarł mi drzwi i pomógł wysiąść. Zamknął auto i ruszyliśmy do mieszkania Włodiego. Na odpowiednie piętro wjechaliśmy windą. Conte zapukał do mieszkania, po chwili otworzył nam roześmiany Włodarczyk, jego mina wyglądała przekomicznie kiedy zobaczył mnie z przyjmującym. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy wpuścił nas do mieszkania. Nie mam pojęcia czy my byliśmy spóźnieni, czy to może impreza zaczęła się szybciej, bo z tego co zauważyłam, wszyscy już się świetnie bawili. Kiedy zauważyli mnie w towarzystwie Facundo ich miny można by było porównać do miny  Wojtka. Na prawdę, nie mam pojęcia co w tym takiego szokującego. Napotkałam się z zabójczym spojrzeniem Kamili, co nie wróżyło nic dobrego!
- Dziewczyno, ty przyszłaś z Facundo  - powiedziała z wyrzutem moja przyjaciółka
- No tak.. co w tym takiego dziwnego?
- A co z Maćkiem?!
- Kama już ci mówiłam...mnie i Maćka nigdy nie było i nigdy nie będzie. A o Conte nie masz się co martwić...to tylko kolega.
Poszłam do kuchni zrobić sobie drinka, no niby jeszcze tych 18 lat nie mam ale to tylko parę miesięcy... Po wypiciu trunku na "parkiet" porwał mnie mój towarzysz. Trzeba przyznać, że ruszać to on się umie. Potem już przechodziłam jak to się mówi z rąk do rąk. Winiarski, Kacper, szampon, Wojtek, Uriarte... no długo by wymieniać. W skrócie. zatańczyłam z całą drużyną.. no prawie całą. Z wszystkimi oprócz Maćka. Znalazłam go w kuchni, nic nie mówiąc wyrwałam mu z reki trzymaną przez niego szklankę z piwem i pociągnęłam go na parkiet. Akurat kiedy zaczęliśmy tańczyć z głośników popłynęła wolna piosenka. Atakujący nie wiele myśląc przysunął mnie do siebie. Kołysaliśmy się w rytm piosenki i patrzeliśmy sobie w oczy. W pewnym momencie zauważyłam, że jego twarz niebezpiecznie przybliża się do mojej. Kiedy nasze usta dzieliły milimetry poczułam jak po ręce sączy mi się coś mokrego. Wyrwałam się z objęć Muzaja, żeby zobaczyć co się dzieje. Jak się okazało, Winiar był już tak wstawiony, że potknął się i wylał zawartość swojego kieliszka prosto na moja rękę. "Michale Winiarski. Dzięki za uratowanie dupy!" Zmęczona po wygibasach z tymi wielkoludami usiadłam na kanapę. Mój spokój nie potrwał długo gdyż przysiadła się do mnie Kama.
- No kochanie co to było? - zapytała z tym swoim uśmieszkiem na ustach.
- Ale, że niby co?
- Nie udawaj. Ten twój taniec- wzięła to słowo w tak zwane króliczki - z Muzajem
- Kamila..przestań. Winiar uratował mnie przed błędem wszech czasów. I nie zaczynaj, lepiej chodź się napić. - zarządziłam.  Jak powiedziałam tak zrobiłyśmy. Wypiłyśmy kilka głębszych i dalej wirowałyśmy na parkiecie. Zabawę przerwał Włodarczyk.
- EJ ! Słuchać moczymordy! 5 minut do północy! Zabierać dupy w troki i przed blok!
Wszyscy bez wyjątku posłuchali słów Włodarczyka i zeszli na dół, oczywiście z szampanami w rękach. I odliczanie.
- 10
- 9
- 8
- 7
- 6
Krzyczeliśmy wszyscy jak jacyś nienormalni
- 5
- 4
- 3
- 2
- 1
- SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
Wszyscy zaczęli skakać, pić i składać sobie życzenia. Nagle poczułam jakiś ciepły oddech na szyi.
- Szczęśliwego Nowego Roku księżniczko - powiedział prawie szeptem głos. Od razu rozpoznałam, że to Muzaj... tylko on mówił do mnie księżniczko. Odwróciłam się do niego i patrząc mu głęboko w oczy
- Szczęśliwego Nowego Roku Maciuś - uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam w atakującego.


                                                                           ~*~
Przepraszam !! Wiem zawaliłam z rozdziałem na maxa! Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie!
Totalny barak czasu, święta, nie wyrabiam.
A tak teraz z całkiem innej beczki... WESOŁYCH ŚWIĄT WAM WSZYSTKIM ŻYCZĘ KOCHANI :**