czwartek, 25 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 20

" Życie bywa kapryśne,
  nie zawsze zwycięża ten,
 kto ma rację"

Życie jest bardzo niesprawiedliwe, jednym daje nadzieje, a drugim ją zabiera. Czasem wydaje nam się, że już wystarczająco dużo przykrości nam się w życiu przytrafiło, że to już jest koniec i teraz będzie co raz lepiej. Nic bardziej mylnego. Życie jest nieprzewidywalne, pisze różne scenariusze. Kiedy wydaje nam się, że wychodzimy na prostą wszytko jeszcze bardziej się sypie. Często układamy w głowie plany co do naszej przyszłości, wiążemy je z poszczególnymi osobami, ale przecież Ludzie przychodzą i odchodzą. Czasem zostają kilka sekund, może minut, czasem kilka dni, lub miesięcy, może lata. Ale zawsze odchodzą. Tak na prawdę nie da się ułożyć idealnego planu na życie, ono go i tak zweryfikuje, a my musimy z pokorą przyjąć to co zgotował dla nas los.


Z perspektywy Maćka

Julka się nie odzywała od dwóch dni, więc postanowiłem po porannym treningu ją odwiedzić. Wiem, że nie ma za bardzo czasu, bo niby matura w tym roku, ale dla swojego chłopaka powinna znaleźć chwilkę. Siedziałem w szatni kiedy do pomieszczenia wszedł Piechocki.
- Siema stary - przywitałem się z libero
- Siema - odpowiedział - co robisz po treningu?
- Aaa pomyślałem sobie, że odwiedzę Julkę
- Właśnie kazała przekazać ci to, otwórz po treningu. - i podał mi białą kopertę. Zdziwiłem się. Niby czemu nie mogła mi o tym powiedzieć normalnie? Nie zastanawiałem się nad tym długo. Przebrałem się w strój treningowy i pobiegłem na halę. Miguel zrobił nam strasznie ciężki trening! Ledwo po nim doczłapaliśmy się do szatni przebrałem się i chciałem jak najszybciej wyjść i jechać do mojej księżniczki ale kiedy wychodziłem Kacper chwycił mnie za rękę, dziwiłem się.
- Zanim do niej pojedziesz, przeczytaj list. - Po czym odwrócił się i poszedł pod prysznic. Co takiego mogło być w tym liście? Cały czas mnie to zastanawiało. Piechu był strasznie poważny więc zaczynałem się powoli bać. Postanowiłem, że pojadę do domu i na spokojnie przeczytam zawartość koperty. Po 20 minutach siedziałem już w swoim mieszkaniu. Usiadłem na kanapie i wziąłem się za otwieranie koperty. W środku znajdował się list, od razu zacząłem czytać

                     "Maciek, nie myśl, że byłam kolejną laską lecąca na siatkarza, 
                       sam wiesz, że to nie prawda. Kochałam cię całym sercem, dalej 
                       kocham, ale to nie ma prawa bytu. Jesteśmy z dwóch różnych
                       światów. Potrzebujesz dziewczyny, która da ci szczęście, rodzinę 
                       dom do którego będziesz chciał wracać, dzieci. Dla mnie to jeszcze 
                       za szybko. Wyjeżdżam Maciek. Dostałam propozycje od świetnej uczelni.
                       Maturę napiszę już w tamtejszym liceum. Nie pytaj gdzie to jest, nikt i tak 
                       ci nie powie. Nie załamuj się, to nie jest tego warte. Łączyło nas 
                       uczucie. Ono z mojej strony było jak najbardziej prawdziwe, ale musimy
                       być realistami Maciek, to by nie wyszło, lepiej jest to skończyć teraz                                               niż to miało by się rozpaść później, raniąc jeszcze bardziej. Zapomnij
                       o mnie, zapomnij o wspólnych chwilach, zapomnij o nas. Płacze pisząc                                       ten list, bo wiem, że już nigdy więcej nie będzie dane się nam spotkać, nigdy nie                                  poczuje smaku twoich ust, nigdy więcej nie wzniesiemy się razem na szczyty 
                         rozkoszy, nigdy więcej nie obejmiesz mnie swoimi ramionami, nigdy nie 
                        poczuję się bezpieczna. NIGDY WIĘCEJ. Wiem, że to co teraz pisze nie trzyma
                        się kupy. Kocham cie! Kocham cię! Kocham cię! Ale tak będzie lepiej
                        dla nas obojga, jeśli kiedykolwiek mnie kochałeś, nie będziesz mnie szukać, 
                        nie będziesz pytać o nic Kacpra ani Kamilę. Zapomnisz, wymażesz z pamięci. 

                                                                                                     Kocham cię i kochać będę 
                                                                                                            twoja Księżniczka. 

Przeczytałem list i nie wierzyłem w to. Ona mnie zostawiła. Łzy mimowolnie cisnęły mi się do oczu. Moja Julka, księżniczka. Wytłumaczyła w liście dla czego ale ja i tak tego nie pojmuję. Nie proponowałem jej ślubu już jutro, nie kazałem do siebie wprowadzać, nie zabraniałem się uczyć, a mimo to ona mnie zostawiła. Nie mogłem dopuścić do siebie tej wiadomości. Kocham ją cholernie mocno, dla tego tak jak prosiła, nie będę jej szukał. Poszedłem do barku po coś mocniejszego. Wyciągnąłem "Finlandię" i wypiłem parę łyków. Nie potrzebowałem kieliszka. Siedziałem na kanapie użalając się nad sobą i płacząc na przemian kiedy usłyszałem szczęk kluczy w zamku a moim oczom ukazał się Piechu. Cholera, że dałem mu klucze.  
- Stary, tak mi przykro.
- Zoostafila mnie - powiedziałem bełkocząc -Mmm..oja Juuleczka najkochańsza.
- Muzaj ale odstaw tą butelkę to ci w niczym nie pomoże, problemów nie rozwiąże,  tylko może pogorszyć jeszcze sprawę! Kurwa co powiesz Falasce?
-  Nic....a n..iech mje wywali. W dupie t..to mam. Tak!

Perspektywa Kacpra:

Kiedy zobaczyłem w jakim stanie jest Maciek, zacząłem żałować, że obiecaliśmy Julce nic mu nie mówić. Powinien wiedzieć, że najważniejsza dla niego osoba walczy teraz o życie. Powinien być przy niej a nie leżeć półprzytomny na kanapie. Nie wiedziałem co zrobić, więc zadzwoniłem do Kamy.
- Cześć kochanie, jesteś w szpitalu?
- Tak, a co się stało?
- Maciek przeczytał list, jest załamany i półprzytomny - powiedziałem
- Jak to półprzytomny?! - wrzasnęła Kamila
- Wypił cała butelkę czystej. Kamila, źle zrobiliśmy zgadzając się na ten poraniony pomysł. On powinien być przy niej, dawać jej nadzieję a nie upijać, a ona powinna mieć w nim wsparcie.
- Kacper ja już nie wiem co robić... Połóż go spać i idź do domu się ogarnąć, za półtorej godziny masz trening. Wytłumacz go jakoś przed trenerem.
- Postaram się. Pozdrów Julkę.
Zakończyłem połączenie. Kiedy odwróciłem się w stronę atakującego, ten już smacznie spał na kanapie. Przykryłem go tylko jakimś kocem i wyszedłem z mieszkania. Ciągle myślałem o tym, czemu ta dwójka nie może być w końcu szczęśliwa? Żadne z nich nie zasłużyło na to co ich spotyka.

Wracamy do Maćka


Ze snu obudził mnie kobiecy głos, na początku nie chciałem otwierać oczu, chciałem myśleć, że to Julka, że wróciła i że to był zwykły sen, niestety. myliłem się.
- Kama? Co ty tutaj robisz? - zapytałem zdezorientowany.
- Idź się umyć i jedziemy, tak być nie może.



                                                                          ~*~
No to ten teges, tak się porobiło... Jeszcze tylko 1 rozdział i Epilog... :( Mam nadzieję, że te wypociny u góry chociaż trochę się wam spodobają, bo ja nie jestem zbytnio zadowolona...




piątek, 19 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 19

"Zawsze narzekamy, że życie jest
  takie krótkie, a zachowujemy
  się jakby nie miało końca"

- Niestety nie mam dobrych wieści.
- Jak to? Co się dzieje? Powie mi pan w końcu?
- Pani Julio, ma pani guza w mózgu. Do tego, ze zdjęcia wynika, że jest on nieoperacyjny ale to jest wstępna diagnoza, musimy panią poddać bardziej szczegółowym badaniom. - Słowa wypowiedziane przez lekarza nie dochodziły do mnie. To musiała być jakaś cholerna pomyłka!

- Ja nie mogę mieć raka! Słyszy pan! Ja mam 18 lat i całe życie! Do cholery jasnej, musiała to być jakaś pomyłka! - krzyczałam i płakałam jednocześnie. Nie mogłam uwierzyć w to czego się przed chwilą dowiedziałam. 
- Pani Julio ja zapewniam panią, że nie popełniono błędu. Teraz musimy sprawdzić czy aby na pewno guz jest nieoperacyjny. Proszę teraz iść do domu i zgłosić się do nas jutro z samego rana. - Popatrzyłam jeszcze tylko na lekarza i wybiegłam z gabinetu trzaskając drzwiami. Kiedy Kamila zobaczyła mnie całą zapłakaną i roztrzęsioną od razu do mnie podbiegła. 
- Jezu Juliś co oni ci powiedzieli? Co się dzieje? - zapytała a ja wybuchłam jeszcze większym płaczem - mów do cholery- powiedziała zrozpaczona.
- Kama...ja...ja...mam raka mózgu - powiedziałam łkając - po minie Kamili widać było ze ta wiadomość nią mocno wstrząsnęła 
- Ale jak to? - zapytała ze łzami w oczach - Nie Julka to nie może być prawda! - Zaczęła krzyczeć Obie byłyśmy zrozpaczone. Kiedy Kamila trochę się uspokoiła postanowiłyśmy, że zawiezie mnie do domu. 


Kiedy dotarłyśmy do domu, nikogo jeszcze nie było, ani taty ani Marty. Zastanawiałam się jak on to przyjmie. Najpierw mama, teraz ja. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Kamy.
- Julka...wiesz, że musisz powiedzieć o tym Maćkowi.
- On się nie dowie - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Jak to się nie dowie?  Co ty pieprzysz?
- Normalnie. Nikt mu nic nie powie.
- Ale wiesz, że prędzej czy później on zauważy, że coś jest nie tak i wszystko się wyda - powiedziała dziewczyna
- Nie dowie się, bo z nim zerwę. - powiedziałam płacząc - nie chcę, żeby patrzał na mnie jak..jak ja...no wiesz... Doktor powiedział, że guz jest nieoperacyjny. On na to nie zasługuje.
- Ty też nie zasługujesz na to wszystko - powiedziała Kamila szeptem. Obie płakałyśmy strasznie długo. Przyjaciółka próbowała mnie jeszcze przekonać, że mam powiedzieć Muzajowi o tym wszystkim i że wszystko na pewno będzie dobrze. Ale słowa lekarza dla mnie zabrzmiały jak wyrok. Rak i to jeszcze nieoperacyjny. Moje szanse na przeżycie z mojej perspektywy były niemal równe zeru.  Siedziałyśmy przytulone do siebie na kanapie obie miałyśmy podpuchnięte i czerwone oczy od płaczu. W końcu zorientowałyśmy się, że w salonie stoi tata z Martą. Patrzeli na nas przestraszeni i zdziwieni. Ojciec pytał co się stało a ja szlochając opowiedziałam mu o wizycie u lekarza i jego diagnozie. Tata też nie skrywał emocji, ryczał jak małe dziecko. W oczach jego dziewczyny też na chwile zagościły łzy. Wszyscy mieliśmy na dzisiaj dość. Pod pretekstem zmęczenia wygoniłam Kamile do domu. Wiem, że to nie ładnie, ale widziałam jaka była wykończona, jej też przydał by się odpoczynek. Sama udałam się do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Długo myślałam o wszystkim. Słyszałam płacz taty i pocieszającą go Martę. Boże...czym ja sobie na to zasłużyłam.

Po śniadaniu tata zawiózł mnie do szpitala, chciał wziąć sobie wolne, ale nie pozwoliłam mu. Zadręczał by się tym wszystkim jeszcze bardziej. Kamila obiecała, że przed południowym treningiem chłopaków odwiedzi mnie razem z Kacprem. Po chwili zobaczyłam jak drzwi od sali się otwierają. Stała w nich wcześniej wymieniona dwójka. Kamila od razu do mnie podbiegła.
- Jejku kochana jak się czujesz? - a ja tylko wzruszyłam ramionami
- Julson, przykro mi na prawdę - odezwał się Piechu
- Nie potrzebnie, nie przejmuj się - opowiedziałam i próbowałam się uśmiechnąć ale na mojej twarzy pojawił się dziwny grymas.
- Mam do ciebie Kacper prośbę, przekaż ten list Maćkowi
- Julka...
- Nie Kacper, podjęłam decyzję i Maciek się o niczym nie dowie. Proszę was, powiedzcie mu, że wyjechałam na wymianę do jakiejś innej szkoły i że to była dla mnie szansa. - Popatrzyłam na nich, ale żadne się nie odezwało. - Proszę was - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Dobrze.


                                                                       ~*~
No to ten teges... Oddaje kolejny w wasze łapki! :D Tylko nie bijcie! Wiem jestem straszna ale cóż, bywa :>
A z innej beczki, nasze chłopaki przegrały z USA, ale nie martwimy się! Orzełki dokopią im następnym razem ! :D









poniedziałek, 8 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 18


"A kiedy nie ma już nadziei,
  czas staje się karą."


Chłopak był załamany po meczu, nie chciałam go zostawiać samego w takim stanie. Wysłałam tylko dwa sms-y. Jednego przyjaciółce o treści :"jak by co to jestem u ciebie", a drugiego tacie, że jestem u Kamili. Razem z atakującym udaliśmy się do jego samochodu. Po 20 minutach drogi byliśmy już w mieszkaniu Maćka. Muzaj poszedł się szybko umyć, a potem ja zajęłam łazienkę. Siedzieliśmy przytuleni do siebie na kanapie i oglądaliśmy jakieś badziewie, które leciało w telewizji.
- Dziękuję ci księżniczko, że jesteś. - powiedział Maciek, spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki
-  Jestem i zawsze będę. - odpowiedziałam a atakujący wpił się w moje usta z zachłannością, nasze języki toczyły walkę. Muzaj zaczął ściągać mi koszulkę a ja nie pozostawałam mu dłużna...kierowaliśmy się w kierunku sypialni atakującego. Po drodze uderzaliśmy o wszystko o co tylko można było. W końcu poczułam pod sobą miękki materac. Szybko pozbyliśmy się spodni. Tej nocy praktycznie nie spaliśmy. Rano obudził nas telefon Muzaja, ktoś usilnie próbował się do niego dodzwonić. Po kilku sygnałach Maciek odebrał telefon.
- Czego?! - zapytał 
-.............
- O cholera już biegnę! - zakończył połączenie i zaczął się ubierać. 
- Co się stało? - spytałam 
- Zaspaliśmy, trening mam za 15 minut! A ty na która do szkoły ?!
- Dzisiaj odpuszczę sobie. Powiem, że się czymś zatrułam.
- To masz klucze, zamknij mieszkanie i jak byś mogła daj sąsiadowi z naprzeciwka - powiedział, wpił się w moje usta i wybiegł z mieszkania. Tyle go widziałam. Pozbierałam swoje rzeczy i szybko ogarnęłam. Tak jak prosił Maciek zamknęłam dom a klucze zaniosłam sąsiadowi. Pan Kazik okazał się bardzo miły. Porozmawialiśmy chwilkę po czym stwierdziłam, że muszę iść. Oczywiście sąsiad Muzaja stwierdził, że muszę kiedyś go odwiedzić. Pożegnałam się grzecznie ze starszym panem ale nie poszłam do domu, przecież miałam być w "szkole". Napisałam sms-a Kamili, żeby w szkole wszystkim mówiła, że się czymś zatrułam. Po chwili jednak przyszła odpowiedź, że Kamy nie ma w szkole, bo się przeziębiła. Ucieszyłam się, bo już wiedziałam gdzie pójdę! Odpisałam dziewczynie, że będę za 20 minut. Spacerkiem ruszyłam do domu przyjaciółki. Po kilkudziesięciu minutach byłam już pod jej domem. Zapukałam i usłyszałam głośne "proszę" Weszłam do domu przyjaciółki i zobaczyłam ją pod kocem s paczką chusteczek. Jednym słowem nie wyglądała zbyt dobrze. Usiadłam na fotelu na przeciwko niej. Kama jak to Kama od razu zaczęła mnie wypytywać o wszystko.
- No to jak Julson opowiadaj!
- Ale co ja mam ci mówić? Był trochę załamany po przegranym meczu i poprosił mnie, żebym do niego pojechała. To tyle.
- Tyle? Wiesz co? Mogłabyś mi nie kłamać w żywe oczy! Spaliście ze sobą.
- No spaliśmy... to właśnie robi się w nocy - drażniłam się nieco z przyjaciółką.
- Wiesz o co mi chodzi. - powiedziała Kamila
- No widzisz... jednak nie wiem. - widziałam jak przyjaciółka denerwuje się co raz bardziej.
- Boże ale ty ciemna jesteś... Uprawialiście sex?! - w końcu zdenerwowana wyrzuciła z siebie a ja się lekko zaczerwieniłam i spuściłam wzrok. - OOOOO MATKO! WY NO I JAK BYŁO? - Kamila zalała mnie lawina pytań na które dopowiadałam raczej zdawkowo.
- Dobra Kamila, miło się gadało, ale ja muszę lecieć na trening. - i wstałam z fotela, niestety od razu na niego upadłam, bo znów zakręciło mi się w głowie.
- Boże, Julka...
- Spokojnie Kama, nic mi nie jest - próbowałam uspokoić przyjaciółkę
- Zbieraj się, jedziemy do lekarza. Tak być nie może. Ty już masz takie zawroty od jakiegoś miesiąca, dziewczyno!
- Spokojnie, pójdę do lekarza. A ty jesteś chora. Siedź na dupie w domu.
- Nie, mówisz tak od dawna i nic z tym nie robisz... zbieraj się jedziemy.
Wolałam już nie dyskutować z nią. Tak jak kazała zebrałyśmy się i wsiadłyśmy do samochodu mamy Kamili. (tak Kama zrobiła prawko) Po 30 minutach byłyśmy w szpitalu czekałyśmy trochę na moją kolej aż doktor w końcu wezwał mnie do gabinetu. Powiedziałam mu o objawach a ten od razu wysłał mnie na przeróżne badania. Wyniki miałyśmy poznać za jakiś 2 godziny. Poszłyśmy w tym czasie z dziewczyną do jakiejś pizzerii na obiad. Rozmawiałyśmy dość długo, aż w końcu nadeszła pora odebrania wyników. Oczywiście marudziłam Kamili, że nie potrzebnie traciłyśmy czas, że to tylko z przemęczenia i wszystko będzie dobrze. Kiedy przyjechałyśmy do szpitala doktor od razu poprosił mnie do swojego gabinetu. Pan Maroń (bo tak się nazywał lekarz) kazał mi zająć miejsce na przeciwko siebie. Nie miał zbyt wesołej miny.
- Panie doktorze...to jak? Wszystko dobrze mogę już iść? - Zapytałam ale doktor podał mi jakiś stos kartek. Nic nie mówiąc wyciągnął zdjęcie z tomografu i przyczepił je na specjalnym podświetlanym czymś(?) - dowiem się w końcu co się dzieje? - zapytałam już nie co zdenerwowana.
- Niestety nie mam dobrych wieści.
- Jak to? Co się dzieje? Powie mi pan w końcu?
- Pani Julio........



                                                                              ~*~
No to ten teges... oddaje w wasze ręce kolejny rozdział, stwierdziłam, że trochę namieszam i chyba mi się udało, prawda? Rozdział nie powala długością za co przepraszam.  No ale nie ubłaganie zbliżamy się do końca opowiadania, no jeszcze parę rozdziałów przed nami, ale już mam pomysł na epilog. No ale na razie nie wybiegając zbytnio w przyszłość... łapcie 18 rozdział! :D'

P.S z góry przepraszam za błędy.. nie mam siły sprawdzać. :(