piątek, 14 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 21


               
 jio                       KAŻDY CZYTA NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!


"Życie bez nadziei to rzecz straszna"



Co byś zrobił gdybyś się dowiedział, że ukochana osoba jest śmiertelnie chora? Co byś zrobił gdybyś się dowiedział, że nie ma dla niej ratunku? Co byś zrobił gdybyś ją stracił? Zapewne byłby to najgorszy dzień w twoim życiu. Dawne plany na przyszłość, marzenia związane z wami zmieniają się w jedno największe pragnienie które brzmiałoby tak „BOŻE JEŚLI ISTNIEJESZ NIE ZABIERAJ MI JEJ”. Nazywam się Maciej Muzaj i właśnie tracę najważniejsza osobę w moim życiu.



- Idź się umyć i jedziemy, tak być nie może.
Nie rozumiałam o co chodzi Kamili, ale zrobiłem to co mówiła. Po 20 minutach byłem gotowy do wyjścia. Procenty jeszcze szumiały mi w głowie, ale nie było tak źle.
Szybko zrobiłem to co mówiła Kama, po chwili siedzieliśmy już w jej samochodzie. Byłem strasznie zdenerwowany i chciałem się dowiedzieć gdzie jedziemy ale dziewczyna nic nie chciała powiedzieć. Cały się trzęsłem a droga dłużyła mi się niemiłosiernie.
W końcu Kama zatrzymała się. Wysiadłem z auta i kiedy zobaczyłem szpital nogi się pode mną ugięły. Tysiące różnych myśli przeszło mi po głowie.
- Kurwa Kama co tu się dzieje?! – krzyknąłem zrozpaczony, ale dziewczyna nawet nie zareagowała. Szła w stronę budynku. Nie odwróciła się nawet. Wsiedliśmy do windy a ona nacisnęła przycisk z numerkiem „2”. Stałem tam jakby czekając na wyrok. Kiedy drzwi windy się otworzyły dziewczyna szybkim tempem opuściła pomieszczenie. Szybko wybiegłem za nią i próbowałem dotrzymać jej kroku. W pewnym momencie dziewczyna zatrzymała się pod drzwiami jednej z sal i dając mi wcześniej znak ręką abym poczekał weszła do środka.
- Julson ja cie strasznie przepraszam, ale tak być nie może… oboje strasznie cierpicie osobno…daj mu być przy sobie. – powiedziała Kama po czym wychyliła się i gestem ręki nakazała mi wejść do pomieszczenia. To co zobaczyłem wstrząsnęło mną. Łzy cisnęły mi się do oczu a ja z całych sił starałem się je zatrzymać. Uczucie nie do opisania. Kiedy zobaczyłem JĄ podłączona do tych wszystkich kabelków zamarłem.
- Wyjaśnijcie sobie wszystko a ja poczekam na korytarzu – powiedziała Kama i wyszła
Ja dalej stałem jak słup soli.
- Może usiądziesz…- powiedziała niepewnie i dłonią wskazała na krzesło obok łóżka. Zrobiłem to o co poprosiła mnie dziewczyna…
- Maciek – zaczęła – Ten list…
- Wiem księżniczko, wiem że to nie prawda.
- Bo chodzi o to, że… Mam raka Maciek – Kiedy usłyszałem to wpadłem w szał kopnąłem w krzesło zrzuciłem wszystko ze stolika nocnego i pięścią zacząłem walić w ścianę. Do Sali od razu wparowała Kamila stała w drzwiach. Opadłem na łóżko na którym siedziała Julka i zacząłem płakać. Dziewczyna od razu przytuliła mnie do siebie i szeptała do ucha.
- Błagam, nie płacz kochanie…zrób to dla mnie. – Siedzieliśmy tak w ciszy dobre 15 minut w końcu postanowiłem ją przerwać
- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? – zapytałem
- Myślałam, że tak będzie lepiej, że nie będziesz tak cierpiał. – powiedziała skruszona
- Ale Julka do cholery jasnej…ja nie będę cierpiał…ROZUMIESZ?! NIE BĘDĘ!! Wiesz dlaczego? – zapytałem a ona tylko pokręciła przecząco głową –Bo ty przeżyjesz. Będziesz walczyć – mówiłem coraz bardziej drżącym głosem. – Nie dam ci odejść, wygrasz z tym cholerstwem. – Oboje płakaliśmy jak dzieci.
- Maciek, ale ty nie wiesz wszystkiego. Guz jest nieoperacyjny i do tego cholernie złośliwy. Mam 19% szans…
- Jusia ale to jednak 19 a nie 5…
- Tyle, że 81% nie wychodzi z tego a to zdecydowana większość, będę walczyć, dla nas ale musisz się liczyć z tym że nawet najszczersze chęci niekiedy nie wystarczą.

3 tygodnie później (narracja…yyy no ten teges)


Maciek odwiedzał Julkę codziennie, bywało że zostawał w szpitalu na noc żeby tylko nic się jej nie stało pod jego nieobecność. Wyniki dziewczyny były coraz gorsze, ale on nie tracił nadziei, nie dopuszczał do siebie myśli, że jego ukochana odchodzi na jego oczach. Opuszczał treningi, mecze, sparingi. Trener znał jego sytuacje i był bardzo wyrozumiały ale jak każdy miał jakieś granice i stawiał Maćkowi różne warunki które on niechętnie wykonywał tylko ze względu na Kamilę i Kacpra którzy truli mu głowę. Muzaj nic nie jadł nie pił a jego myśli ograniczały się do tego co z Julką. Tego dnia tez przyszedł.

DOBRA…WRACAMY DO MUZAJA!

Jak co dnia pojechałem do szpitala po drodze zabrałem ze sobą Kamilę która również chciała odwiedzić Jusię. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu i kupiliśmy księżniczce owoce i soki. Kiedy stanęliśmy pod salą upuściłem wszystko co miałem w rękach. Słychać było tylko krzyki lekarzy i pielęgniarek.
- DEFIBRYLATOR!! SZYBKO!TRACIMY JĄ!



                                                                                ~*~
Mordki przepraszam was strasznie! Wiem nawaliłam! Nie przypuszczałam, że w te wakacje będę w domu tylko przez tydzień. A internet…szkoda gadać jak w ogóle był to przerywał okropnie, więc nie było mowy o napisaniu rozdziału! WYBACZCIE! A co do rozdziału to no następny EPILOG…Nie wierzę, że to już. Dobra smęty będą pod EPILOGIEM.. I muszę powiedzieć wam że mam 3 opcje zakończenia opowiadania i nadal waham się jaką wybrać. No cóż…niezdecydowanie moją naturą. Jeszcze raz was przepraszam! L
+ ZAPRASZAM NA MOJEGO NOWEGO BLOGA!!!